piątek, 25 lutego 2011

Natalka Babina - Miasto ryb

autor: Natalka Babina
tytuł: Miasto ryb
wydawnictwo: Rebis
rok wydania: 2010
ilość stron: 304
ocena5 / 6



Welcome to Dobratycze – takimi zachęcającymi słowami Natalka Babina w swej brawurowej powieści zaprasza nas do Miasta Ryb.

W Polsce zima – biało, mroźno, wietrznie. W taki dzień aż prosi się o otwarcie tej pasjonującej lektury by na łamach jej stron przenieść się do malowniczej wsi skąpanej w czerwcowym słońcu.
Dobratycze położone w sosnowym lesie nad rzeką Bug, oddzielone od świata drutem kolczastym, częściowo opustoszały. Młodzi wyjeżdżają za chlebem, zostają głownie ludzie starzy, wszak starych drzew się nie przesadza.
Mieszka tu babcia Makrynia ”ostatnia Mohikanka starych Dobratyczów”, sędziwa staruszka młoda duchem. Mimo swoich 97 lat jest pełna werwy i zapału. Żadna praca jej nie straszna, zbiera spady w sadzie, bardzo skutecznie pieli grządki wyrywając wszystko jak leci, nie tylko chwasty…
Babcia ma jeszcze siłę cisnąć kijem w kurę, polanem w kota, kołkiem w krowę. Do tego klnie jak szewc „Kob tebe de!”, cokolwiek to znaczy. Z rezerwą odnosi się do letników, jednak  nie zapomina o zasadach gościnności. Odwiedzających częstuje łykiem wody w kubku ”dizajnersko usmarowanym kurzym łajnem”.
Z Makrynią mieszka jej wnuczka Ałka Babylowa, kobieta z dużym bagażem życiowym, która w cichych, spokojnych Dobratyczach próbuje poskładać swe rozdarte na strzępy życie.

Od pierwszych stron powieści zapałałam sympatią do babci Makryni, tym ciężej wypatrywałam tego co nieuniknione, podczytane z opisu książki. Staruszka umiera. Została otruta. W kawie, którą piła znaleziono ogromne ilości lekarstwa na serce… Co ciekawe, kawę
przygotowała dla siebie Ałka, nie zdążyła jej jednak wypić, nagły wypadek wywołał ją z domu.. Babcia jak to starym zwyczajem „coby się nie zmarnowało” wypiła ją.
Ałka już wie, że babcia umarła za kogoś. Czy to ona miała stać się ofiarą? A może to jej siostrę Uljankę próbowano otruć? Pytania bez odpowiedzi…

Miasto ryb mnie urzekło. Nie umiem porównać tej książki do żadnej innej. Po pierwszych stronach i morderstwie Makryni byłam przekonana, że mam do czynienia z powieścią kryminalną. Myliłam się. To taka jakby powieść wielowątkowa z politycznymi wydarzeniami w tle.
Niezwykle oryginalna i specyficzna mieszanka wielu kultur i języków. Wstawki zdań w języku ukraińskim, rosyjskimi i białoruskim dodają klimatu powieści. Na uwagę zasługują ciekawie zestawione współczesne realia Białorusi: zardzewiała umywalka zamiast wanny, widły w sieni (a motyka w plecach), w pokoju telefon komórkowy i laptop z dostępem do Internetu.



"W spokojnym nurcie wezbranej, sięgającej samych krańców skarp rzeki odbijały się mury zamku, okiennice, mosty i drzewa. Kształty kolory, a wszystko nawet wyraźniejsze, czystsze, oczywistsze niż pierwowzór. Jakby tam, pod wodą, naprawdę stało jeszcze jedno miasto –miasto ryb, podwodne i podstępne, patrzące dachami domów w dół…”



Polecam :)
P.S. I nie, nie przyznam się, że po raz kolejny wpadłam w zachwyt nad przepiękną okładką :)


czwartek, 24 lutego 2011

Daniel Costelle - Eva Braun: Intymność z Hitlerem

autor: Daniel Costelle
tytuł: Eva Braun: Intymność z Hitlerem
wydawnictwo: Klub Dla Ciebie
rok wydania: 2008
ilość stron: 188
ocena5 / 6


Gdybym miała wskazać jeden motyw, który zachęcił mnie do kupna owej książki, z pewnością byłaby to cena. Nigdy przesadnie nie interesowałam się historią Adolfa Hitlera a tym bardziej jego kochanką a później żoną - Evą Braun, ale gdy mym oczom ukazała się cena w kwocie trzech złotych dziewięćdziesięciu groszy za ładnie wydany album w twardej oprawie, bez zastanowienia dokonałam zakupu. Było to najlepiej wydane 3.90 w mym 25 letnim życiu.

Tych, którzy oczekują wyczerpujących faktów z życia i związku  Evy z Hitlerem, pragnę ostrzec – zawiedziecie się. Bo to nie jest książka historyczna, to raczej bogato ilustrowany album, opatrzony krótkim tekstem. Ale zdjęcia- istny majstersztyk! 400 fotografii, w większości publikowanych po raz pierwszy pochodzących z prywatnych albumów panny Braun. Ponadto zamieszczono tu kadry z jej amatorskich filmów  ukazujących Hitlera normalnych codziennych sytuacjach…

Na pewno wiedzieliście o austriackim pochodzeniu Hitlera. A czy wiedzieliście, że miał bardzo słaby wzrok, nie rozstawał się z lupą i nosił okulary ? Nie pokazywał się w nich publicznie, wszak „nadczłowiek nie nosi okularów”. Jedynie zdjęcia z albumów Evy ukazują ów mankament.
„Prekursor ekologii – zanim jeszcze zburzył połowę świata i zabił miliony niewinnych – Hitler, który nie pali i nie jada mięsa bardzo przejmuje się naturą i zdrowiem.” Za domem kazał wybudować szklarnię, w której to uprawiał ekologiczne warzywa, zanim w ogóle wymyślono ów termin…
Ojciec Aloes Hitler był okrutnym alkoholikiem, matka Adolfa – Klara Hitler była jego trzecią żoną, o dziwo, wesoła, spokojna, pełna uczuć dla swego syna. Ponoć była jedyną kobietą, którą tak naprawdę Adolf kochał. 

 A co z miłością do innych kobiet i wreszcie do samej Evy?Warto tu wspomnieć losy Angeliki Raubal przyrodniej siostrzenicy Hitlera, którą ten kat obdarzył miłością – gwałtowną, zaborczą i de facto zabójczą. Hitler nie chciał się z nią ożenić ale tym samym nie pozwalał jej poślubić nikogo innego. Psychicznie wyniszczona dziewczyna w wieku 23 lat popełniła samobójstwo.
A Eva? Sekretarka Heinricha Hoffmanna – fotografa Hitlera poznała Adolfa gdy miała 17 lat. 3 lata później została jego kochanką. Czy była szczęśliwa? Dwie próby samobójcze mówią same za siebie…
Nie będę rozwodzić się nad jej bystrością i sumieniem. Gdy ginęły miliony istnień ona pakuje swe ciuszki, szmatki, fatałaszki i wystrojona w najnowszy, najmodniejszy beżowy płaszcz, hit lata 1940 (że Louis Vuitton by się nie powstydził) i leci na wakacje do Włoch….


Albumy Evy Braun sygnowane są monogramem "EB", który przybiera formę czterolistej koniczyny. Był to jej szczęśliwy znak...

„Historia Evy Braun jest pasjonująca jak bajka o Pięknej i Bestii. Jeśli Piękna kocha Bestię, to dlatego, że ma ona swój urok. Tyle tylko, że jest to najgorsza z bestii i młode dziewczyny zawsze powinny się ich wystrzegać. Czy Eva Braun wiedziała? Czy może wolała nie znać prawdy?”

Cóż, rozgryzając ampułkę cyjanku odpowiedzi na powyższe pytania zabrała z sobą do grobu…

środa, 23 lutego 2011

Salwa Bakr - Złoty rydwan

autor: Salwa Bakr
tytuł: Złoty rydwan
wydawnictwo: Smak słowa
rok wydania: 2009
ilość stron: 240
ocena5 / 6

Egipt… wciąż jeszcze przede mną. Intryguje mnie kultura arabska, począwszy od religii poprzez kuchnię, język, architekturę ,na sytuacji i problemach kobiet skończywszy.
Mam nadzieję, że uda mi się niebawem zwiedzić ów piękny kraj, zobaczyć, poczuć i zapamiętać tę niepowtarzalną specyfikę miejsca.  
Póki co zagłębiam się w lekturach traktujących o Egipcie. Kolekcjonuję barwnie ilustrowane albumy,  powieści. Z każdą minutą poświęconą na ich czytanie mam wrażenie, że ów kraj staje się mi bliższy.

Złoty rydwan to opowieść o losach egipskich kobiet osadzonych w więziennej celi w Kairze. Narratorką jest Aziza Aleksandryjka – skazana na dożywocie za zabójstwo swego ojczyma, z którym miała romans. Z objawami szaleństwa została wtrącona do szpitalnej izolatki. Długie samotne wieczory skłaniały ją do rozmyślała nad pozostałymi więźniarkami. Oddawała się rozważaniom, która z nich godna jest zająć miejsce tuż obok niej, w pięknym złotym rydwanie zaprzężonym w skrzydlate białe rumaki, które powiozą je wprost do nieba…

To dzięki Azizie poznajemy koleje losów pozostałych bohaterek. Więzienie stało się domem kobiet z różnych środowisk społecznych. Są tu skazane za kradzież złodziejki, żebraczki ledwo wiążące koniec z końcem, zabójczynie. Ale nie tylko. Osadzono tu kobiety z wyższych warstw społecznych, jak chociażby lekarkę Bahidża Abd al-Hakk, skazaną za nieumyślne spowodowanie śmierci. Podczas zabiegu usuwania migdałków podała nieodpowiednią dawkę środka nasennego przyczyniając się do zgonu dziewięcioletniego chłopca. Co ciekawe, błąd lekarski Bahidży wcale nie przyniósł jej ujmy na honorze, przeciwnie jej zatrzymanie było zbędne, bo jak tłumaczyły więźniarki „wszak każda kobieta, której Bóg nie odmówił łaski płodności, może szybko zastąpić nowym dzieckiem to zmarłe, bez względu na to czy odeszło na skutek błędu lekarskiego, odwodnienia, grypy żołądkowej, czy gorączki wywołanej przez brak wody zdatnej do picia (…) i dalej
„Możliwe, że takie nastawienie może też wyjaśnić inny fenomen a mianowicie to, jak Egipcjanie jako naród zdołali przetrwać siedem tysięcy lat – ta walka zresztą wciąż trwa…”

Aziza Aleksandryjka bacznie obserwuje wszystkie więźniarki i spośród nich wybiera te, które w jej mniemaniu zasłużyły na podróż tytułowym rydwanem, ku wolności. Które z kobiet warte są wędrówki do raju?

„Silne białe rumaki rozpostarły złote skrzydła i wydało się, jakby to żagle legendarnych okrętów miały zaraz je pchną po morskich falach.”

Bardzo dobra, godna polecenia lektura. Zaznaczę jedynie, że nie czyta się jej ot tak, lekko. Niemal każda strona skłania ku rozmyślaniom, warto zatrzymać się w czytaniu i zagłębić w zadumie.



Pokaż mi swoją biblioteczkę...

...a powiem Ci kim jesteś :)

Świetna zabawy krąży po blogowym świecie :) Zostałam zaproszona przez Izuś do pokazania swej prywatnej biblioteczki :)
Patrząc na Wasze regały, które uginają się od nadmiaru książek, moje półki prezentują się nad wyraz skromnie.
Dodam tylko, że moja biblioteczka jest dosyć młoda, miłość do posiadania (nie tylko czytania) objawiła się jakieś 3 lata temu :)
Zapraszam w me skromne progi :)

Rzut okiem na całość. Niestety nie posiadam jeszcze regału, póki co mieszczę się na półkach :)
Jak widać - moje książki zasłaniają tzw. pierdolniki :) (nie wiem u kogo widziałam to słowo ale pokochałam je od pierwszego przeczytania :) )
także są książki i jest misz masz - zdjęcia, perfumy, pamiątki zewsząd przywiezione. Lubię te moje 4 ściany :)



Mam manię posiadania ale i przestawiania, przekładania, przesuwania, układania...
Książki stały według wielkości, alfabetycznie wg autorów i wreszcie od przeszło roku stoją niezmiennie - według k o l o r ó w :)
Na razie nie ma to zamierzonego, wymarzonego wyglądu, ale kiedyś, gdy dorobię się regału, za kilkadziesiąt książęk później - pięknie będzie  :)
Na potrzeby chwili zdjęłam CudaWianki i pragnę zaprezentować Wam moje półki





:)
Zbiory nie są kompletne, kilka książek jest u znajomych.
I wcale się Wam nie przyznam, że zadzwoniłam do mej starszej siostry, by na chwilę przywiozła pożyczone ode mnie książki :) Zdjęcie zrobiłam i pożyczyłam z powrotem. Pewnie sobie swoje pomyślała :)

P.S. Nieśmiało pragnę prosić o pokazaie swych półek... Wszystkich chętnych :)
Uwielbiam Oglądać Wasze stosy, regały, KSIĄŻKI :)
a imiennie wywołuję
Izę - bo choć na bieżąco wypraszam zdjęcia regałów, książek przbywa jej w zastraszającym tempie :)
Archer - bo główne zdjęcie półki na blogu wygląda smakowicie :)

i zachęcam każdego z Was z osobna :)

Dziękuję za uwagę i pozdrawiam :)

poniedziałek, 21 lutego 2011

nowy tusz był tuż tuż...

...ale jest stos - no cóż...
 ;)



Stosik z lewej jest wynikiem niebotycznej wyprzedaży w KDC
Książki od 3 do 10 zł
Tak wiele za tak niewiele :))
od dołu:
1.D. Costelle - Eva Braun. Intymność z Hitlerem. Bogato ilustrowana, może okazać się ciekawą, godną polecenia pozycją. Do przeczytania w najblizszym czasie.
2.Loung Ung - Gdy zabili naszego ojca
Loung Ung ocalała z Pól Śmierci w Kambodży, gdzie miały miejsce jedne z najkrwawszych wydarzeń w historii XX wieku. Po utracie rodziców i dwóch sióstr uciekła w 1980 roku do USA; miała wtedy zaledwie dziesięć lat. Ukazując kontrast między swoim życiem na bogatym Zachodzie a życiem siostry, która poruszała się po zaminowanych polach i przetrwała ataki Czerwonych Khmerów, Loung nie jest wolna od poczucia winy, że była tą, która miała więcej szczęścia.
3.Reverien Rurungwa - Ocalony 
4.Jean-Marie Gustave Le Clézio - Afrykanin
5.Barbara Wood - Płomień duszy
Lubię książki tej autorki. Gdy znajdę którąś w atrakcyjnej cenie kupuję bez namysłu. Płomień duszy kosztował mnie 6.90 no coś niesamowitego :))
6.Sebastian Fitzek - Klinika
Nie Droga Izo, nie kupiłam jej ze względu na zielony grzbiet ;)
Lubię Fitzeka. Choć "Lubię" to chyba za duże słowo, zważywszy na to, ze przeczytałam tylko jedną książkę tego autora ;) Ale sukcesywnie kupuję kolejne książki. Tym chętniej, że można je zakupić w naprawdę niskich cenach (Terapia 7 zł, Makabryczna gra 10 zł, Klinika 10 zł)  Aż mam ochotę po raz pierwszy kliknąć na FB "Lubię to" ;)

Stosik z prawej to moje perełki :)
od dołu
1. A. Applebaum - Gułag
Wygrana, wybrana nagroda od Lubimy Czytać (i Świata Książki)
za moją (nie)recenzję Marioli
Bardzo bardzo się cieszę :) Miłe zaskoczenie i prezent 
Wybrałam Gułag i ofiarowałam go w prezencie urodzinowym tacie, wilk syty owca cała :) Z pewnością sama ją przeczytam a i może książka zasili moje regały? Dobrze jej u mnie będzie :)
2. Stephen King - Cmętarz Zwieżąt
chciałam i mam :) posiadam i nie posiadam się ze szczęścia :)
3. Jeffery Deaver - Spirale strachu
Jak dla mnie król thrillerów. Sukcesywnie odhaczam książki w cyklu Lincoln Rhyme (dla mnie Lincoln Rhyme ma twarz Denzela Washingtona, ach jego to dopiero lubię :)) 
Spirale strachu - Dedalus 9.50 (dla porównania na wysepce w Tesco - 16 zł, ha!)
4. Szymon Hołownia - Bóg, zycie i twórczość
Prezent
Powinnam ją mieć i już. No może... :)
5. Haruki Murakami 1Q84 2 
do kolekcji jedynki (coby jej smutno nie było)
dostałam od Izy.  Taka jest dobra i kochana. Miała i dała, prawda, że miły gest :) Człowiek się cieszy, buzia raduje :) Bo tak naprawdę to się nie znamy :) tylko tak wirtualnie :)Tym bardziej jest mi miło :)))))
6. E-E Schmitt - Trucicielka
Czy już wspominałam o przepięknej okładce... :)
7. Grażyna Jeromin - Gałuszka - Kobiety z Czerwonych Bagien
Biblionetka mi ją polecała. Iza miała i dała. Ja bym nie dała :P Tym bardziej banan od chiquity z buzi mi nie schodzi :) A do tego jeszze takie piękne kolczyki.
Droga Izo -jak wygram w totka kupię Ci Matrasa, obiecuję ;)*

To ostatni stosik w tym sezonie...
Mimo szczerych chęci, książek na nogi nie włożę
Poza tym muszę się przypomnieć Paniom z biblioteki, pewnie już o mnie zapomniały :)

Dziękuję za uwagę i pozdrawiam :))


Zapomniałabym!
Pochwalę się jeszcze zakładkowym kotem :)
Uroczy!
Choć coś czuję, że ów śliczny kotek do tego kocura z Cmętarza zwieżąt będzie się miał jak piernik do wiatraka...  ;))
Dziękuję.... 
:*




niedziela, 20 lutego 2011

Obserwatorzy...

"Obserwatorzy to użytkownicy zainteresowani Twoim blogiem" informuje mnie Blogger
I choć sama jeszcze nie korzystam z tej funkcji, nikogo nie obserwuję... Stop! Przecież tak naprawdę obserwuję, podglądam Was codziennie :) Każdy mój dzień rozpoczyna się tak samo: otwieram oczy, włączam komputer i biegnę nastawić wodę na kawę. Z parującym kubkiem w dłoni otwieram moją magiczną listę blogrolla i śledzę i czytam i zazdroszczę i pragnę mieć :) W ciągu dnia nie raz,  nie dwa (i nie trzy :)) powtarzam ów rytuał. Co tu dużo pisać, jestem uzależniona od Waszych blogów, ale  nie, nie zamierzam się leczyć :)
Ale dziś nie o tym.
Dziś moje takie tam... chce podziękować wszystkim moim obserwatorom  :)
Pomyślicie pewnie z czego ona się tu cieszy, jedno kliknięcie i już. Ale naprawdę serducho się raduje, gdy widzę listę obserwujących mnie osób. 
Zakładając bloga nie spodziewałam się tak wiele życzliwości, dobrego słowa, przychylności. Miłe to, naprawdę :)
Gdy obserwujących osób przybywało, w duchu sobie postanowiłam, że przy 10tej osobie zorganizuję konkurs. Zaskoczyliście mnie. Dziś przybyła osiemnasta osoba! Dziękuję Wam :)

W podziękowaniu chciałabym obdarować jedną osobę skromnym prezentem. Mój mały pomocnik w przypadkowej kolejności spisał listę 18osób. Jako, że dziś 20.02.2011

2+0 + 0+2 + 2+0+1+1 = 8

Rzut okiem na listę
numerem 8 jest SURINDER :)

Teraz tylko pytanie, czy Surinder zechciałaby przyjąć skromną nagrodę.
Po chwili namysłu przedstawiam propozycję
Surinder wybierz 2 z 4 poniższych książek :)
A co zrobię z pozostałymi dwiema? Też komuś przekażę :)

dla przybliżenia
1. Bliska memu sercu książka Pod żaglami Jan J. Fischer.
Miałam przyjemność pracować dla jednego z portali żeglarskich. Biografia Fischera była pierwszą, którą mogłam czytelnikom przybliżyć. Pełna pasji książka o krakowskim żeglarzu, który odbył pierwszy pierwszy rejs pod polską banderą.

2. otrzymałam taki egzemplarz książki Klub martwych Charlaine Harris. Niestety jak widać, książeczka ma skromną okładkę :( Ale może ktoś zechce ją przygarnąć? Sama nie skusiłam się na jej przeczytanie ponieważ jak sprawdziłam jest to 3 tom w cyklu Sookie Stackhouse. Nie czytałam dwóch wcześniejszych tomów, więc podaruję ją chętnej osobie

3.Wykolejony James Siegel
"Życie Charlesa Schine'a toczy się po niezwykle ustabilizowanych torach. Znajduje szczęście u boku żony i córki, jest dyrektorem w wielkiej agencji reklamowej. I oto pewnego dnia, kiedy spóźnia się na swój pociąg i jedzie następnym, poznaje przepiękną kobietę. Nawiązują namiętny romans, a Charles dostaje to, o czym w gruncie rzeczy marzył - jego życie odmienia się, znika nuda. Jeszcze nie wie, że jest to jazda po bocznym torze i że jak ćma ślepo zmierza w sam środek ognia, by za chwilę pogrążyć się w koszmarze..."

4. Niepokorna córka Xuan Phuong
"Kiedy Xuan Phuong przyszła na świat, wezwano, jak każe wietnamski obyczaj, astrologa. Jego wróżba przeraziła i rozzłościła matkę dziecka: to niemożliwe, żeby pierworodną miało czekać ciężkie i pełne niebezpieczeństw życie. Rodzice małej należeli bowiem do jednego z najbogatszych rodów Wietnamu. Phuong otrzymała staranne wychowanie i wykształcenie, opanowała francuski i poznała kulturę europejską.
A jednak astrolog się nie pomylił. Phuong, urzeczona ideałami równości, przyłączyła się do partyzanckiego ruchu oporu. Dziewięć lat spędziła w dżungli. W skrajnej nędzy wychowała trzech synów. Parokrotnie razem z dziećmi uszła śmierci. Jako dojrzała kobieta drugi raz podjęła decyzję o zmianie swego losu i wyjeździe do Francji....
"





Surinder jeśli interesują Cię dwie z wyżej wymienionych książek, proszę odezwij się do mnie na maila (@ widoczny w profilu )


Pozdrawiam :))

piątek, 18 lutego 2011

Eric - Emmanuel Schmitt - Trucicielka

autor: Eric - Emmanuel Schmitt
tytuł: Trucicielka
wydawnictwo: Znak
rok wydania: 2011
ilość stron: 232
ocena5 / 6

Gdybym miała wymienić 3 książki o przyciągających jak magnes okładkach, Trucicielka z pewnością zajęłaby wysokie miejsce na podium. Tak wiem, nie szata zdobi człowieka, nie oceniaj prezentu po opakowaniu... Nic a to nie poradzę, to silniejsze ode mnie. Okładka Trucicielki niczym strzała Amora trafiła w me serce, tak, że zapałałam miłością i chęcią posiadania.
Nie ukrywam, nazwisko autora także nie było mi obojętne. Dotychczas czytałam Oskara i panią Różę oraz Dziecko Noego. Obydwa spotkania, nad wyraz udane, zachęciły i zobligowały mnie do zapoznania się z kolejnymi dziełami tegoż autora.

Pięknie opakowana Trucicielka to zbiór 4 pozornie różnych opowiadań. Bo choć na pierwszy rzut oka każde z opowiadań rządzi się własnymi prawami, po chwili namysłu, kwadransie rozważań, dostrzegłam ich wspólne przesłanie, istotę i sens.

Tytułowe opowiadanie zaskoczyło mnie najbardziej. Byłam przekonana, iż Trucicielka spogląda z okładki książki. Młoda, piękna, tajemnicza, uwodzicielska. Tym większe moje zdziwienie gdy główną bohaterką okazała się Marie Maurestier – siedemdziesięcioletnia pomarszczona starsza pani siejąca postrach wśród mieszkańców Saint – Sorlin. Dlaczego? Kobieta byłą podejrzana o zabójstwo trzech swoich mężów. Marie wychodziła za mąż za bardzo bogatych i starszych mężczyzn, wszyscy umierali nagle pozostawiając swej żonie cały majątek. Syn ostatniego męża nabrał podejrzeń. Jego ojciec cieszył się bardzo dobrym zdrowiem, po ślubie z Marie dosłownie nikł w oczach, zmarł uprzednio wydziedziczając swe dzieci. Wykopano ciała wszystkich trzech mężów, w których specjaliści wykryli ślady arszeniku. Adwokat Marie zrobił kawał „dobrej” roboty. Badania ziemi przy cmentarzu wykazały obecność arszeniku w środku chwastobójczym, którego używano w tej okolicy. Po tylu latach ciała mogły wydawać się zatrute, zwłaszcza przy obfitych opadach deszczu. Marie została uniewinniona, z podniesionym czołem nadal przechadzała się ulicami miasta.

Gdy w parafii pojawił się nowy proboszcz wszystko uległo zmianie. Jego wiara, dobroć i oddanie udzieliły się wszystkim, nawet największym grzesznikom. Marie zapragnęła być jak najbliżej młodego księdza. Chciała przebywać z nim sam na sam, oddawać się rozmowie, słuchać i być słuchaną. Konfesjonał i spowiedź były idealnym rozwiązaniem. To tu Marie oddawała się godzinnym rozmowom wyznając swe grzechy. Z czego się spowiadała? Do czego nakłaniał ją młody proboszcz? …

 Pozwolicie, że na tym urwę zarys tego jednego z czterech opowiadań. Nie chciałabym zdradzić Wam treści, tym bardziej odbierać przyjemności z czytania. Nie ujawnię o czym traktują pozostałe opowiadania. Nadmienię jedynie, że w każdym z nich występuje patronka od spraw beznadziejnych. Z pewnością znacie jej imię. Interpretację jej obecności i wpływu na poszczególnych bohaterów pozostawię każdemu z osobna.

Ku refleksji skłonił mnie także kilkustronicowy Pamiętnik autora, zamieszczony już po opowiadaniach na końcu książki.

„Wiele powieści przypomina wybór czekoladopodobny, w którym brak czekolady, inaczej mówiąc, więcej dziur wypełniania dziur niż czystej treści. Często tekst jest rozciągnięty, wyczerpujące opisy przypominają raczej protokół komornika, dialogi są przeniesione prosto z życia i psują styl, teorie znoszą się nawzajem w sposób dowolny, wydarzenia mnożą się niczym komórki rakowe”

Opowiadania E -E Schmitta mają w sobie to coś, co przyciąga, nie pozwala się oderwać, zachęca do ponownego przeczytania. Cieszę się, że Trucicielka znalazła miejsce na mej półce. Zapewne nieraz po nią sięgnę i zagłębię się w lekturze.
Nie nie, nie przestanę czytać powieści. Lubię te dłużyzny, nieśpieszny rozwój sytuacji, powolne poznawanie bohaterów. Popatrzyłam jednak innym, łaskawszym okiem na opowiadania, dotąd przeze mnie unikane i niedocenione.

wtorek, 15 lutego 2011

Paweł Jurek - Pora na miłość

autor: Paweł Jurek
tytuł: Pora na miłość
wydawnictwo: Otwarte
rok wydania: 2006
ilość stron: 232
ocena4 / 6

Pora na miłość? Bynajmniej nie dla Adama. Ohydnie bogaty właściciel dobrze prosperującej firmy dystrybuującej markowe kosmetyki wiedzie godne pozazdroszczenia życie. Jaguar w garażu, własny ciasny kąt (ściślej 140 m2), siedmiocyfrowe konto w banku, garnitur od Armaniego… Ktoś zapewne powie, że pieniądze szczęścia nie dają. Idźmy więc dalej. Adam ma piękną dziewczynę Iwonę, oddanych przyjaciół, bardzo dobre stosunki z rodziną i pracę – robi to co lubi, jest szczęśliwy. Przynajmniej tak mu się wydaje.

Na promocji nowej marki perfum przelotem poznaje Agnieszkę, była główną atrakcją imprezy, wisienką na torcie, z którego wyskoczyła, nago. Pełniąc funkcję i obowiązki  gospodarza wieczoru, nasz bohater raczył się wszelakiej maści trunkami, od szampana poprzez campari, wino, dżin z tonikiem, na piwie kończąc. Efekt łatwy do przewidzenia, urwał mu się film. Następnego dnia życzliwi przyjaciele w ramach przypomnienia streszczają Adamowi przebieg wieczoru, z którego wynika, że nachalnie podrywał Agnieszkę. Skruszony mężczyzna w ramach przeprosin zaprasza dziewczynę na kolację… ze śniadaniem. Tak zaczyna się ich historia. A jak się kończy? Bogaty dojrzały biznesmen i prosta młoda dziewczyna. On na stałe związany z Warszawą, ona nie wyobraża sobie życia poza Krakowem. Czy dwa różne światy mimo różnic i barier mają szansę na szczęśliwy związek? I wreszcie, czy znajdą Porę na miłość?

Paweł Jurek, autor niniejszej książki idealnie wkomponował losy bohaterów w życie miasta. Warszawiacy z pewnością rozpoznają niejedną restaurację: Smaki Warszawy na rogu Poznańskiej i Nowogrodzkiej, Holiday, Sense na Nowym Świecie, La Boheme, Poziomka… Kawa w Cavie, czekolada u Wedla, spacer w parku Ujazdowskim i Łazienkach. W uroki życia biznesmena wpisują się także spotkania z towarzystwem znanych osobistości z TV. Magda Gesler zapraszała do nowo otwartej restauracji, Mateusz Kusznierewicz koniecznie chciał przedstawić (wtedy jeszcze) swoją narzeczoną, nie zabrakło Grażyny Szapołowskiej, Katarzyny Skrzyneckiej, Aldony Ormian. Kraków nie pozostaje dłużny – hotel Pod Różą na Floriańskiej, Sheraton, Wierzynek, Alchemia na Kazimierzu…  Miła podróż po kulinarnym świecie miast.

Miałam ochotę przeczytać coś lekkiego, polskiego. Ta książka miała umilić czas i zaserwować dawkę odprężenia. Spełniła swoją rolę.


niedziela, 13 lutego 2011

Swietłana Aleksijewicz - Wojna nie ma w sobie nic z kobiety

autor: Swietłana Aleksijewicz
tytuł: Wojna nie ma w sobie nic z kobiety
wydawnictwo: Czarne
rok wydania: 2010
ilość stron: 352
ocena5.5 / 6



Podejmując wyzwanie Reporterskim okiem miałam świadomość, że literatura faktu jest przeze mnie gatunkiem niedocenianym. Zobligowana do zmian przeglądałam listę tytułów. „Wojna nie ma w sobie nic z kobiety” ? Intrygujący tytuł. Rzut oka na notę od wydawcy i już wiedziałam, to właśnie takiej książki szukam.

Przede mną owoc kilku lat pracy Swietłany Aleksijewicz – dziennikarki, która na kartach niniejszej książki utrwaliła historię i wspomnienia rosyjskich kobiet walczących w II wojnie światowej.
Choć literatura wojenna nikomu nie jest obca, z takim reportażem prawdopodobnie zetkniecie się po raz pierwszy. Bo ta książka jest inna. Ta mówi głosem kobiet. I choć minęło 40 lat a ów głos nieco zszarzał i stracił na sile, rozbrzmiewają wspomnienia – tak wyraźne i wciąż żywe.

W Armii Radzieckiej walczyło około miliona kobiet. Były łączniczkami, saperami, strzelcami wyborowymi.
Młode kobiety, nastoletnie dziewczyny. W sukienkach, z warkoczami i chęcią walki. Dlaczego chciały strzelać, bombardować i wreszcie… zabijać? Trzymając karabiny jak lalki, w buciorach o 5 numerach za dużych, w męskich kalesonach zamiast bielizny... w imię ojczyzny nie wahały się zgładzić wroga.
Kobiety żołnierze. Choć zewnętrznie tak podobne mężczyzn – wychudzona postać w mundurze z ogoloną głową i karabinem w ręku, wewnątrz przecież pozostały kobietami. Chciały się nimi czuć. Dla jednych pełnią szczęścia były loki kręcone na szyszkach, inne na wojskowy mundur zakładały sukienki, by choć na chwilę, choć na kilka godzin przypomnieć sobie, jak to jest być kobietą.

 „Idziemy… Dwieście dziewczyn, a z tyłu dwustu mężczyzn. Upał wielki. Gorące lato. Marsz trzydziestokilometrowy. Trzydzieści! Dziki upał…I po nas czerwone ślady na piasku…Czerwone. No, te sprawy…Nasze… Jak tu można co ukryć? Żołnierze idą w ślad za nami i udają, że nic nie widzą… Nie patrzą pod nogi…Spodnie na nas zasychały, robiły się jak ze szkła. Zdzierały skórę. Byłyśmy poranione i cały czas czuło się zapach krwi. Nam zaś nic nie wydawano…Myśmy pilnowały: kiedy żołnierze powieszą na krzakach koszulki. To gwizdniemy parę…Oni już się potem domyślali, śmiali się: Starszyno, dajcie nam nową bieliznę bo nam dziewczyny zabrały” …


Kilkadziesiąt historii, każda z nich opowiada tak naprawdę własną wojnę. Przeżytą wojnę widzianą oczami sanitariuszek, pielęgniarek i lekarek. Kucharek, praczek, fryzjerek i telefonistek.

„Prałam…całą wojnę przeszłam z balią. Prało się ręcznie (…)W pierwszej wodzie nie da się prać bo jest czerwona lub czarna…Bluza bez rękawa i dziura na całą pierś, portki bez nogawki. Czyści się je łzami i we łzach pierze”

Zdaję sobie sprawę, żądne me słowa nie oddadzą ogromu tragedii, która wylewa się z kart niniejszej książki. Niewysłowione cierpienie, ból, strach. I walka. I wiara w zwycięstwo. O wojnie napisano wiele. Wciąż wiele się pisze. Kolejny zapis wspomnień, druk i kolejna nowość na półkowych księgarniach. Potrzebna? Bardzo. Nie powinniśmy zapomnieć…


piątek, 11 lutego 2011

Camilla Läckberg -Kaznodzieja

autor: Camilla Läckberg
tytuł: Kaznodzieja
wydawnictwo: Czarna Owca
ilość stron: 440
ocena3.5 / 6




Zawiodłam się. Bardzo i mocno. I przykro mi z tego powodu.

Widziałam kilka recenzji tej książki, większość pochlebnych i zachęcających do jej przeczytania. Ja sama po pierwszej części cyklu Patrik Hedström – Księżniczce z lodu byłam bardzo pozytywnie nastawiona. Pierwsza część miała w sobie wszystkie elementy kryminału, które lubię i cenię: wartką akcję, niebanalną intrygę, stopniowo budowane napięcie i wyrazistego głównego bohatera. O ile bohater się nie zmienił tak pozostałe cechy zaginęły gdzieś w akcji.

Policjanci z Fjällbacki - małego miasteczka na zachodnim wybrzeżu Szwecji otrzymują zgłoszenie:  w Wąwozie Królewskim 6letni chłopczyk znalazł nagie zwłoki młodej kobiety.   Na miejscu okazuje się, że obok ciała leżą dwa szkielety należące do zaginionych przeszło 20 lat temu kobiet. Skąd? Jak? Dlaczego? Czy policja ma do czynienia z seryjnym mordercą, który ukrywając się przez lata nagle powrócił i zamierza kontynuować zbrodnie?


Ponarzekajmy
Kobieta nie zaginęła, zniknęła, przepadła, zgubiła się. Ona się „po prostu gdzieś zamarudziła” tudzież „zawieruszyła”. 29 i 30 latek byli nikim innym jak chłopcami i łobuzami. Dziwne określenia z ust stróżów prawa. Ale to małe niedociągnięcie w porównaniu z powielanymi sytuacjami i dialogami niskich lotów. By nie być gołosłownym, przykład, jeden z wielu:

Rozbrzmiewa telefon, odbiera Erika, dzwoni zupełnie obcy człowiek
-Dzień dobry, chciałbym rozmawiać z Patrikiem Hedströmem.
-Jest w pracy. Mogę w czymś pomóc czy podać numer jego komórki.

Tak proszę bardzo, podaj od razu numer buta….

Gdy delikwent powiedział, że jest dawnym znajomym Patrika, Erika bez zastanowienia sprosiła go do domu, z żoną gratis, najwidoczniej zapominając, że nie tak dawno bo zaledwie kilka stron wcześniej wyrzuciła z domu takich jednych przemiłych gości. W przypływie emocji, zapomniała spytać o godność swych nowych znajomych a gdy tamci się już wprosili na kilka okazali się być kopią tych pierwszych... Ale wiadomo, „the show must go on” a my mamy kilka stron więcej.

Skoro fabuła sama nie chce się kleić wystarczy od nowa książkę skleić, uprzednio wyrzucając z niej połowę zbędnych, nic nie wnoszących dialogów. Bo mam wrażenie, że autorka poszła nie na jakość lecz ilość tracąc przy tym to, co ważne. Każda książka z serii oscyluje w granicach 430 stron. A gdyby Kaznodzieja miał ich 300? Straciłby jedynie na objętości…


"Gra się takimi kartami, jakie się ma, nawet jeśli są kiepskie"


Czy sięgnę po kolejne kryminały autorki? Pewnie tak, choćby dla porównania. Nastąpi to jednak później niż przewidywałam, wszak jeszcze wiele skandynawskich kryminałów czeka na odkrycie.
Teraz mam ochotę zapoznać się z bibliografią Jo Nesbø, mam nadzieję, że warto :)




środa, 9 lutego 2011

nie mam mleka, nie mam chleba...


...a portfel woła o pomstę do nieba :)

znaczy się, że stos :)
(mam nadzieję, że go nie zjem pod koniec miesiąca ;) )



dół
Mario Vargas Llosa - Ciotka Julia i skryba. Nie wiem czy bardziej zakupiona ze względu na Llosę
czy na okładki jego książek :) Nie mniej zakup bardzo okazyjny, z drugiej ręki :)

Michelle Moran - Nefertiti. Mój siódmy zmysł podpowiada mi, że będzie świetna, musi być! :)

Salwa Bakr - Złoty rydwan. Wymiana z Anek7 :) . Pełnia radości :) Bardzo chciałam mieć tę książkę, prędzej czy później i tak bym ją kupiła. A tak?  Mam ją przy niewielkich nakładach finansowych. Polecam opcję wymiany z innymi czytelnikami  :)

Trudi Canavan - Gildia Magów i Nowicjuszka.Wielki Mistrz samotnie stał na półce, należało mu zapewnić towarzystwo :)

Richard Paul Evans - Podarunek. Podczytywałam na Waszych blogach recenzje kilku jego książek (Stokrotki w śniegu, Szukając Noel ) teraz sama będę  miała okazję zapoznać się z jego twórczością, przy niewielkich nakładzie finansowym. Dedalus - 9.50 :)

kolejne 2 książki - Mozaika i Pieśń Nadii - Soheir Khashoggi - efekt wyprzedaży w Matrasie - 9.90/sztuka.
Czytałam Miraże tej samej autorki, rewelacyjna książka, więc z powyższymi tytułami wiążę duże nadzieje

Ruth Kluger - Żyć dalej... Dedalus 6.50 (korzystając z okazji chciałabym podziękować Pablowi za namiary na księgarnię i doszczętne spustoszenie w portfelu ;)  )
a książka zapowiada się interesująco:

To nie seks, a śmierć stanowiła tajemnicę. Dorośli szeptali o niej między sobą, a ja chciałam wiedzieć o tym jak najwięcej. Ruth Klüger urodziła się i dorastała w żydowskiej rodzinie w Wiedniu, w atmosferze narastających nastrojów antysemickich. Jako jedenastolatka została wywieziona do obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau. Całe jej życie naznaczone zostało okrucieństwem wojny, wspomnieniami o tych, którzy odeszli - straceni, zagazowani, spopieleni. Książka, która stała się bestsellerem w Niemczech, jest jedną z najbardziej wstrząsających relacji o wojnie i Holokauście


Pozdrawiam serdecznie i idę zapracować na nowy stos :)

poniedziałek, 7 lutego 2011

Carlos Ruiz Zafon - Książę Mgły


autor: Carlos Ruiz Zafón
tytuł: Książę Mgły
wydawnictwo: Muza
ilość stron: 200
ocena5 / 6



Gdy od listopada na Waszych blogach regularnie pojawiały się recenzje niniejszej książki,  bezustannie grzeszyłam- z zazdrości. Zazdrościłam Wam najpierw posiadania, a później, gdy zakupiłam własny egzemplarz - możliwości przeczytania.

Wstyd się przyznać ale będąc nastolatką wszystko wydawało mi się lepsze od książek. Wiele mnie ominęło i choć po latach ze skruchą i spuszczoną głową ponownie rozkochałam się w czytaniu, wszystkich zaległości nie jestem w stanie nadrobić. Najbardziej straciła na tym literatura młodzieżowa.

Stąd moje obawy. Bałam się, że lektura dla młodzieży mnie nie zachwyci i nie porwie. Pozostając pod urokiem „Cienia wiatru”, „Gry anioła” i „Mariny” nie chciałam sprawić sobie zawodu. Postanowiłam książki nie kupować co najwyżej wypożyczyć egzemplarz biblioteczny. Na szczęście nieuzasadniony zamysł złamała promocja w Matrasie. Z uśmiechem na twarzy i książką pod pachą wróciłam do domu i… „Książę Mgły” stał się obiektem zainteresowania mojej nastoletniej siostrzenicy, która pałała niechęcią do książek tak, że żadne błagania, prośby i groźby nie były w stanie tego zmienić.  Zaciekawiona zabrała mą ledwo upolowaną zdobycz do swego domu. Koleje losów Księcia były różne. Błąkał się przez dwa miesiące, z ręki do ręki zmieniał adres i czytelnika. … Ale wrócił.

Miłe rozczarowanie. Pochłonęłam książkę w jeden wieczór. Zupełnie straciłam rachubę czasu. Jak w letargu wertowałam kolejne strony by złapać oddech dopiero po przeczytaniu ostatniego zdania z ostatniej strony.
Czy aby na pewno jest to książka skierowana dla młodzieży? Zresztą sam empik zaklasyfikował ją do „sensacji” J. Może nie z sensacją ale z kawałkiem dobrej powieści z pewnością miałam do czynienia.

Rok 1943. Carverowie pragnąc uciec od zgiełku miasta i widma wojny przeprowadzają się na wybrzeże do małej rybackiej osady nad Atlantykiem. Dzieciom – Alicji, Maxowi i Irinie najtrudniej przystosować się do zmian i nowych warunków. Ich nowy dom – na pierwszy rzut oka zwyczajny i przytulny, w rzeczywistości skrywa mroczną tajemnicę.
Nowo poznany przyjaciel Roland pomaga nastolatkom oswoić się z nieznanym miejscem. Oprowadzając rodzeństwo po miasteczku wskazuje miejsce zatopionego wraku statku, który w czasie sztormu rozbił się o podwodne skały. Z całej załogi uratował się jedynie dziadek Rolanda – latarnik Victor Kray. Max zaintrygowany tragiczną historią „Orfeusza” chce usłyszeć całą opowieść od latarnika. Kray wspominając historię, odkrywa przed chłopcem legendę o Księciu Mgły, okrutnym i bezwzględnym czarnoksiężniku, który w zamian za spełnione życzenie żądał całkowitego posłuszeństwa. Biada tym, którzy odważyli się go oszukać. Legenda jakich wiele. Z małą różnicą – ta ożywa i z niezwykłym okrucieństwem mści się za złamaną obietnicę…

Lekka i przyjemna książka? No nie wiem… Moja Arachnofobia zaciskała supeł w żołądku, klown miał twarz z  IT Stephena Kinga, Orfeusz był wrakiem ze Statku Widmo… A kot? Kot nie wiem skąd ale to w niczym to nie przeszkadzało, i tak się go bałam…

Polecam!


sobota, 5 lutego 2011

Trudi Canavan - Gildia Magów

autor: Trudi Canavan
tytuł: Gildia Magów
cykl: Trylogia Czarnego Maga (tom 1)
wydawnictwo: Galeria Książki
ilość stron: 520
ocena4 / 6



Gildia Magów to moje pierwsze spotkanie z fantasy. Przyznaję szczerze – wzbraniałam się przed tym gatunkiem rękami i nogami. Sama nie wiem skąd wziął się ten dystans i rezerwa. Założyłam, że czary i magia to nie moja bajka, że się zawiodę, nie odnajdę i rozczaruję.  Myliłam się.

Swą przygodę z Gildią Magów porównać mogę do skoku w morską otchłań, bez koła ratunkowego i kapoka. Po pierwszych stronach czułam, że nie ma dla mnie ratunku, że pójdę prosto na dno a cała Trylogia Czarnego Maga pogrąży się w czeluściach niechęci i uprzedzenia. W ataku paniki (bo jak to? cała trylogia już na półce stoi, wyczekuje, w kolejce się ustawiła a tu obiekcje już przy pierwszym tomie?), kilka razy zachłysnęłam się wodą po czym… powoli wypłynęłam na powierzchnię i szczęśliwie dobiłam do brzegu.

Mam nie lada problem z tą książką. Nigdy nie czytałam nic podobnego, nie mogę w żaden sposób pokusić się o porównanie, odniesienie do innej pozycji.

Sam pomysł na fabułę jest ciekawy. W Imardinie stolicy Kyralii nadszedł dzień Czystki. Jak co roku magowie z rozkazu króla muszą oczyścić miasto z bezdomnych, żebraków i Złodziei.
Co roku rozjuszony tłum ciska w nich wyzwiskami kamieniami. Daremne trudy. Magowie osłonieni są ochronną tarczą, niemożliwą to przebicia. I nagle… ze wzburzonego tłumu wyłania się Sonea – chuda, brudna dziewczyna ze slumsów. W przypływie złości i gniewu rzuca kamieniem w jednego z magów. O dziwo kamień przebił się przez ochronną tarczę dosięgnął celu pozbawiając maga przytomności.
Ziścił się zły sen Gildii.  Pojawiła się dzika, nieszkolona magiczka. Jej niekontrolowana moc może zgładzić całe miasto. Magowie nie mają chwili do stracenia, rozpoczynają poszukiwania dziewczyny. Sonea nie zna przyczyny poszukiwania ale nie chce i nie zamierza jej poznać. Z pomocą  przyjaciela Cery` ego postanawia ukryć się przed czymś wydawać by się mogło niemożliwym – magią…

I  tu zaczynam protestować. Ja rozumiem –szukanie, uciekanie, ukrywanie, wypatrywanie, odnajdywanie… to wszystko budzi zainteresowanie, trzyma w napięciu… pod warunkiem, że będzie utrzymane w sensownej czasoprzestrzeni. Ale gdy mijałam połowę tomu jednocześnie będąc w punkcie wyjścia miałam ochotę grzecznie podziękować i spasować.
Druga połowa nagrodziła mą wytrwałość. Powróciło zainteresowanie Gildią, magami i Soneą.

Nie wiem jak ocenić tę książkę. Pierwszy tom to tak naprawdę „kilka” słów wstępu do dalszej przygody w świecie magii. Nie mniej „Gildię Magów” czytało się dobrze a stopniowe zainteresowanie obudziło nadzieję na miłą lekturę kolejnych części.

środa, 2 lutego 2011

Wojciech Cejrowski - Rio Anaconda

autor: Wojciech Cejrowski
tytuł: Rio Anaconda
wydawnictwo: Zysk i S-ka
ilość stron: 438
ocena6 / 6

Nie trzeba lubić Autora, żeby polubić tę książkę, bo czy się komu Cejrowski podoba, czy nie, trzeba przyznać, że opowiada bardzo ciekawie. Fantastyczne dialogi! Doskonałe zdjęcia! A wady? Jeżeli są, szukajcie sami, ja nie znalazłem. No może poza jedną: po czterystu stronach opowieść się kończy (od Wydawcy)

Nie pozostaje mi nic innego jak podpisać się pod powyższą opinią obiema rękami (i nogami też). Nie oglądam programów podróżniczych Wojciecha Cejrowskiego, jestem więc wolna od wszelkim uprzedzeń, awersji i niechęci. A jego książki uwielbiam, ot co! Tym razem Wojciech Cejrowski na kartach Rio Anaconda zabiera nas w podróż na Dzikie Ziemie.

Jako, że książkę podpięłam pod wyzwanie Papierowy zwierzyniec, pozwolicie, że skupię się na tym co pływa, skacze, fruwa, pełza, lata, bzyczy i takie tam…

Księga Słońca przenosi nas do Los Llanos na rozległe płaskie ziemie położone na wschód od Andów, na pograniczu Kolumbii i Wenezueli. Królestwo kapibary i kajmana, ostoja ptaków, żab, żółwi i… owadów, które namolnie bzyczą i obsiadają tutejsze krowy (i ich placki). Słońce, upał, lejący się żar z nieba (i pot z czoła) i wiza wbita krakowskim targiem za 6 dolarów. Jeszcze tylko lot zajeżdżonym rosyjskim gruchotem z miejscem siedzącym na trumnie i już W. C. jedną nogą doleciał do Mitu.

Pora na Księgę Błota. Drodzy Amigo! Tu kończy się cywilizacja a zaczyna puszcza. Nasz bohater ze względu na swe „trudniuśkie” imię zapożycza „prościutkie” imię od dziadka Antoniego. Od teraz zwie się Antonio (fa caldo ?). Czym zajmuje się ludność owego miasta? Przekrętami. Nie uprawia się tu nic, no poza kokainą…wszak to ”czyściusieńki biznes”.

Kolejna, Księga Mgły otwiera przed nami wrota dżungli. Zmierzają ku nim: biały „pan”, dwaj Indianie i… świnia. Tej ostatniej przypadła rola wybawcy i ratowania rozbitków – najpierw od utonięcia, później od śmierci głodowej. Peke-peke dobiło szczęśliwie (a nieszczęśliwie dla świni, która zapewne podzieliła los wieprzowiny w 5-ciu smakach) i Antonio wyruszył na spotkanie plemienia Indian w koszulkach made in China, bardziej ucywilizowanych niż się spodziewał. I tu niczym Koszmar z ulicy Wiązów pojawia się
znienawidzona zupka codzienna – Kina Pira, mieszanka żywych ryb, wściekiełki i… mrówek. Razem z Cejrowskim jakoś to przełknęłam i strawiłam (ja na szczęście tylko rozdział). W nagrodę poznałam od kuchni plantację koki (nie mylić z kokainą), tradycyjnej używki w Andach. Indianie żują jej liście, Metysi i Bali piją herbatę – mate de coca, która w tej formie działa na organizm człowieka podobnie jak kawa. W Kolumbii na własny użytek można w  posadzić cztery krzaki koki. O ile koka jest dla Indian codziennością, przyjemnym elementem życia, tak z kokainą –wytworem diabelskim, nie chcą mieć nic wspólnego.

Czas rozpocząć Księgę Dymu. Jesteśmy uczestnikami święta plemiennego. Podpatrujemy przygotowania, zwyczaje i taniec Dzikich. Poznajemy kota szamana, amatora „piśnych lipek”.

Przed nami punkt kulminacyjny - Dzikie Ziemie czyli Księga Strachu. Rio Anakonda. Kręta rzeka koloru anakondy. Czas płynie na wyrywaniu kleszczy, zabawianiu psa szamana, który z uciechy się zepsuł bo zaczął merdać ogonem.

W Księdze Mgły docieramy na Ziemie, do których nie dotarł żaden gringo. Tu dżungla nie ma końca. Tu dzieją się rzeczy, o których nie mieliśmy pojęcia. Czary.  I magia, która mimo zapewnień o autentyczności historii, wydaje się być 3x na nie: nierealna, nieprawdopodobna i niewiarygodna.

Czas na Księgę Szeptów. W tej części Cejrowski zawstydza nawet Copperfield`a demonstrując oniemiałej plemiennej widowni sztuczkę z wapnem musującym.

Przed nami ostatnia już Księga Powrotu. Coś się kończy, by coś mogło się rozpocząć. Cejrowski kończy swą wędrówkę i rozpoczyna pisanie niniejszej książki. A my? My stajemy się świadkami historii ostatniego szamana plemienia Carapana…




Rio Anakonda jest rewelacyjnie napisaną i wydaną książką. Na jej karty Cejrowski przelał całą swą podróżniczą pasję i doskonały humor. Dialogi autora z samym sobą, pełne sarkazmu przypisy co rusz wywołały u mnie niejedną salwę śmiechu. Zwieńczeniem są fotografie –doskonałe, barwne, pełne życia. Bezapelacyjnie 6.0