czwartek, 30 czerwca 2011

Katarzyna Michalak - Lato w Jagódce

autor: Katarzyna Michalak
tytuł: Lato w Jagódce
wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
rok wydania: 2011
ilość stron: 284
ocena: 5.5 / 6


 
Męczyłam się z tą książką. Tak właśnie! Męczyłam! Czyżbym już zapomniała jak wciągające są powieści Kasi Michalak? Jak wchłaniają i na swój magiczny sposób porywają czytelnika niemal od pierwszej strony?
Pakując książki do bagażu podręcznego na „Lato w Jagódce” przeznaczyłam trzy dni. O ja naiwna! W piątkowy wieczór zaczęłam ją czytać i nim się spostrzegłam, minęłam połowę książki. Już dawno nie miałam w swych rękach lektury, od której tak ciężko było się oderwać. Najwidoczniej potrzebowałam takiej książki, bardziej niż przypuszczałam i bardziej niż byłam w stanie się do tego przyznać…

Gabrysia Szczęśliwa była nie tylko z nazwiska. Mimo przeciwności losu w pełni doceniała wartość życia. Niechciana, podrzucona na wycieraczkę wprost pod drzwi Stefanii zdana była na jej łaskę. Dostała znacznie więcej, dom pełen ciepłych uczuć i miłości. Kobieta pokochała Gabrysię od pierwszej chwili i nie zgłaszając nikomu owego znaleziska wyjechała do bieszczadzkiej wsi, by tam wśród biesów i czadów odnaleźć niczym nie zmącony spokój. Tak upłynęło im sześć beztroskich lat. Wraz ze zbliżającym się rokiem szkolnym Stefania podjęła decyzję, powinna wrócić do Warszawy i posłać dziewczynkę do odpowiedniej szkoły. I choć z początku Gabrysia entuzjastycznie podeszła do zmiany otoczenia tak z upływem czasu jej zachwyt znikł. Rówieśnicy otworzyli jej oczy, była niepełnosprawna, co więcej - brzydka i szkaradna. Stając przed lustrem i spoglądając w swe brzydkie odbicie nieraz zadawała sobie pytanie – dlaczego ja? Przekonana, że została porzucona przez rodziców z powodu kalectwa, miała tylko jedno marzenie – być taka, jak wszyscy. Upływający czas stopniowo zaleczył rany, Gabrysia zaakceptowała swoją odmienność i pogodziła się z własnym losem. I nawet przez myśl jej nie przeszło jaką niespodziankę szykuje dla niej to dotychczasowe, puste, pozbawione miłości życie…

Osoby zaznajomione z twórczością Kasi Michalak zapewne się uśmiechną. Mają świadomość, że książki autorki są pełne ciepłej, pozytywnej energii. I choć historie głównych bohaterek wydają się być do siebie bliźniaczo podobne, w każdej odnajdziemy inną receptę na szczęście. Wszak należy pamiętać, iż marzenia mają to do siebie, że czasem się spełniają…

„Lato w Jagódce” to nie tylko opowieść o spełnianiu marzeń, dążeniu do celu i odnajdywaniu szczęścia. To również splot barwnych, często zabawnym wydarzeń, które umilają Wam czas i wywołają niejeden uśmiech na twarzy. Historyjka z księciem "only prince of Maroko" a ściślej z jego „ptakiem” ubawiła mnie do łez :) Nie zabrakło i tych drugich łez, smutku i współczucia. Zadziwiające, jak autorka potrafi znakomicie grać na emocjach czytelnika. Nie pozostaje mi nic innego, jak gorąco Was zachęcić do przeczytania tej książki – naprawdę warto.
„Lato w Jagódce” to powieść uniwersalna, nie tylko na upalne lato! Pogodna jak jesień, bajkowa jak zima i radosna jak wiosna!
Polecam, a co! :)

niedziela, 26 czerwca 2011

O sobie samej...



Zaproszona do zabawy przez Izę, z odzewem zbierałam się dobrych parę dni. Chciałby się człowiek pokazać z jak najlepszej strony, trudne to (w moim przypadku) zadanie. Będzie bez ubarwień, zbędnej koloryzacji  - kawa na ławę, czarno na białym (a może raczej na odwrót, biorąc pod uwagę, że kawa jest z mlekiem a stół czarny ;))
 
# Byłam brzydkim dzieckiem. Nie nie nie! Absolutnie, nie jestem teraz jestem chodzącym bóstwem ale w porównaniu do dziecięcych lat, jak mi ktoś życzliwy powiedział „trochę się wyrobiłaś”.
Byłam duża, ba, byłam ogromna!  O głowę i pół szyi wyższa od chłopców, że o dziewczynkach nie wspomnę. Miałam wielką głowę (dalej mam) a na niej szałową fryzurę a`la grzyb ścinaną od garnka tudzież patelni.  Dziewczynki - filigranowe,  z kucykami chyba się mnie trochę bały, w każdym razie w przedszkolu częściej bawiłam się w wojnę niż w dom...

# Płaczę. Często gęsto. Nie wspomnę ile wylałam łez na filmach czy nad książkami, bo przynajmniej powód był. Jadę autobusem i  myślę „ A jak umrze… mama?” Wystarczy. Zalewam się łzami. Ostatnio w samolocie,  miałam czarne wizje, że się rozlecimy. Oczyma wyobraźni widziałam się w nagłówkach gazet z komentarzami rodziny i przyjaciół: taka fajna była… I już mi grochy na książkę kapały… 

# Jestem roztrzepana. A przez to i zapominalska. Od zawsze (i na zawsze?) Już od najmłodszych lat, wracałam po lekcjach do domu a 5 min później słychać było pukanie do drzwi ”Kinga zostawiłaś plecak”… Wychodziłam z psem na spacer, wracałam bez. Noże lądowały w koszu, śmieci w zlewie. I nawet z zapisaną listą zakupów, zapomnę kilku rzeczy. No trudno - Jak się nie ma w głowie, to się ma w nogach…

# Jestem pechowa, jestem psujem. Tylko przez ostatni tydzień: rozwaliłam pokrywkę, klamkę, stroik nad drzwiami (spadł mi na głowę), zalałam łazienkę (uszczelka w kabinie prysznicowej nie chciała współpracować), wylałam drinka (pierwszego na dywan drugiego na... klawiaturę laptopa… działa… jeszcze)…  i więcej grzechów nie pamiętam. Ale domownicy nie pytają już „co dziś robiłaś?” ale „co dziś zepsułaś?”…  ;)

# Nie umiem się malować. Eyelinery, cienie do oczu, konturówki są mi obce. Nie mam do tego cierpliwości. Używam 4 kosmetyków kolorowych – to w praktyce, w teorii maluję się od święta – jestem wiecznie spóźniona. Na co dzień jeżeli w ciągu jazdy windą z V piętra na parter w czeluściach torebki odnajdę błyszczyk– pomaluję usta. 

# Mam śmieszne stopy – długie, bardzo szczupłe. Dostaję drgawek na samą myśl o kupnie butów na lato. Sandałki, buty z odkrytymi palcami i piętami – marzenie ściętej głowy.

# Uwielbiam zielone, niedojrzałe, cierpkie w smaku banany. Nie zjem żółtych nie wspominając o tych przedojrzałych.

# Nie wypiję słodkiej kawy, ale słodycze uwielbiam nade wszystko – napisała Kinga pałaszując czekoladę.

# Nie posiadam nic wartościowego (z rzeczy ) Nigdy niczego nie potrzebowałam. Mój walkman przepadł wraz z mym ex, laptop oddałam bardziej potrzebującym. Jestem goła i wesoła ;) A przepraszam, mam komórkę, stary najprostszy model Nokii. 

# Jestem towarzyska? Wszędzie mnie pełno, z miejsca się aklimatyzuję. Wiecznie organizuję spotkania w gronie bliskich przyjaciół i znajomych. 

# Jestem pełna sprzeczności. Potrafię w sklepie pół godziny zastanawiać się nad wyborem kawy a ważne, życiowe wybory podejmuję w minutę (pochopnie?)

# Jestem oszczędna (dla siebie) Ostatnio przez 15 minut stałam przed likierem truskawkowym i walczyłam z sobą. Kupić? E, drogi (6 euro!) Ale z drugiej strony zasłużyłam, prawda? Jak myślisz, mogę sobie kupić? No jasne! Eee, za te pieniądze kupiłabym coś innego… Aaaa kupuj go wreszcie!.
Kupiłam… i nie piję, bo mi szkoda ;)

sobota, 25 czerwca 2011

Jean Sasson. Nadżwa Bin Laden. Omar Bin Laden - Musiałam odejść. Wspomnienia żony i syna Osamy Bin Ladena.

autor: Jean Sasson. Nadżwa Bin Laden. Omar Bin Laden.
tytuł: Musiałam odejść. Wspomnienia żony i syna Osamy Bin Ladena
wydawnictwo: Znak literanova
rok wydania: 2011
ilość stron: 456
ocena: 5 / 6




Gdy w zapowiedziach wydawniczych ujrzałam „Musiałam odejść. Wspomnienia żony i syna Osamy Bin Ladena” z miejsca zapragnęłam przeczytać tę książkę. Powodów było kilka. Z autorką, Jean Sasson spotkałam się w ubiegłym roku za sprawą lektury „Księżniczka”. Rewelacyjna powieść z miejsca podbiła moje serce, pełna uznania przyrzekłam sobie, iż z pewnością nie będzie to nasze ostatnie spotkanie. Drugim kluczowym powodem, który wzmagał chęć przeczytania był sam wątek stanowiący obietnicę nad wyraz interesującej treści.
Nie przesadzę twierdząc, że Osama Bin Laden był ważną postacią. Dla jednych był mentorem, gloryfikowanym przywódcą, dla większości znienawidzonym, okrutnym i bezwzględnym terrorystą.

Napisano o nim wiele, zwłaszcza teraz, w obliczu stracenia przywódcy Al- Kaidy wciąż wiele się pisze. „Musiałam odejść” jest jednak szczególna, to pierwsza książka przedstawiająca życie Bin Ladena od wewnątrz, napisana przy współpracy jego najbliższych, pierwszej żony Nadżwy i czwartego syna Omara.  Dzięki nim na jaw wychodzą sekrety i tajemnice najgroźniejszego terrorysty na świecie. Nikt nie rodzi się zły z natury. Co więc sprawiło, że ten człowiek obrał taką, nie inną drogę? Że sensem jego życia stał się dżihad - święta wojna i zniszczenie Ameryki? Choć lektura przyniosła odpowiedzi na postawione pytania, wciąż nie mogę a może i nie chcę zrozumieć – dlaczego?... Próbowałam do tej książki podejść bez uprzedzeń, nie udało się. Książka umiejętnie grała na mych emocjach, wywołując  na przemian salwy zdumienia, rozgoryczenia i awersji.

Na kartach „Musiałam odejść” żona i syn wprowadzają nas w sekretne, prywatne życie Bin Ladenów. Nadżwa Ganen miała 15 lat gdy została żoną swego kuzyna, Osamy. Nieustannie podkreślała, że poza więzami krwi połączyła ich wielka miłość.  Nastoletni Osama był spokojny i opanowany, dumny lecz nie arogancki. Mimo młodego wieku miał jasno wykreowane konserwatywne poglądy. Nadżwa jednak się nie wahała, wiedziała że chce spędzić z nim życie. Dla Osamy opuściła rodzinną Syrię i zamieszkała w kraju męża, w Arabii Saudyjskiej. Na świat zaczęły przychodzić kolejne dzieci i wydawać by się mogło, że rodzina ma szansę wieść beztroskie, szczęśliwe życie. Tak się jednak nie stało. Osamę całkowicie pochłonęła działalność polityczna, pragnął skupić muzułmanów chcących walczyć o utworzenie idealnego świata opartego na zasadach islamu. Tak powstała Al – Kaida. Starcia i konflikty towarzyszące organizacji były zalążkiem horroru dla żon i dzieci terrorysty.

Nadżwa odsłania kulisy życia z Osamą. Urodziła mu jedenaścioro dzieci, dzieliła się mężem z innymi żonami i podążając za nim zamieniła piękną willę w Arabii Saudyjskiej na szałas w górach Tora Bora w Afganistanie. Opuściła męża między 7 a 9 września 2001 roku, na kilka dni przed tragicznym zamachem na World Trade Center. Kobieca intuicja? A może doskonale zdawała sobie sprawę co się wydarzy?
Omar Bin Laden czwarty syn Nadżwy i Osamy opowiada o trudnym dzieciństwie i relacjach z despotycznym ojcem. I co trzeba mu oddać, otwarcie przyznał się do początkowej fascynacji działalnością  Osamy. Gdy  rozgłośnie radiowe donosiły o zamachu bombowym  na ambasady Stanów Zjednoczonych w Tanzanii, Omar radował się razem z współtowarzyszami broni. Na szczęście zrozumiał, jakiego okrucieństwa dopuszcza się jego ojciec, który ma na rękach krew tysięcy ludzi. 

„- Ojcze! Kiedy zakończysz tę wojnę?
- Omarze! Czemu ciągle o to pytasz? To tak, jakbyś pytał muzułmanina kiedy przestanie się modlić do Boga. Będę walczył do ostatnich chwil! Do ostatniego tchu! Nigdy nie przestanę walczyć o sprawiedliwość! Nigdy nie zakończę świętej wojny!”

Omar zdecydował się pójść inną drogą: „Nie jestem do niego podobny. Podczas gdy on modli się o wojnę, ja błagam Boga o pokój. Nasze drogi się rozeszły, ponieważ wyznajemy inne wartości. On wybrał walkę, a ja życie w spokoju. W końcu jestem samodzielnym człowiekiem, odpowiedzialnym za własny los. I to mi wystarczy.”

Ani Nadżwa ani Omar nie znali dalszych losów rodziny, innych żon, dzieci i rodzeństwa. Zakładali jedynie, że większość rodziny, żyła w Pakistanie u boku Osamy bin Ladena. Książka urywa się w 2009 roku, życie dopisało dalszy scenariusz, może będzie nam dane poznać nowe losy rodziny Bin Laden.
„Musiałam odejść” to meritum prawdy o życiu Osamy Bin Ladena. Ale czy całej i tylko prawdy? Nie mnie to oceniać...

? (Jak podawały media, w 2010 roku Omar Bin Laden został przyjęty do katarskiej kliniki psychiatrycznej z rozpoznaniem psychozy afektywnej...)



sobota, 18 czerwca 2011

Isabel Allende - Podmorska wyspa

autor: Isabel Allende
tytuł: Podmorska wyspa
wydawnictwo: Muza
rok wydania: 2011
ilość stron: 528
ocena: 5.5 / 6


 
Dlaczego tak późno odkryłam tę znakomitą chilijską autorkę jaką jest Isabel Allende?  Raz po raz zadawałam sobie owo pytanie zatracając się w Podmorskiej wyspie. Książka zaintrygowała mnie od pierwszego  wejrzenia, urokliwy tytuł, okładka przywodząca na myśl błękitną lagunę i widniejąca postać kobiety wpatrzona w bezkresną dal… Tylko tyle a może właśnie aż tyle wystarczyło, bym rozpoczęła usilne poszukiwania niniejszej pozycji.

Autorka za sprawą Podmorskiej wyspy powiodła mnie do Saint Domingue, francuskiej kolonii u schyłku XVIII wieku. Przeniosła do czasów, w których nie chciałabym żyć. Nikt by nie chciał. Okrutne te lata, w których pozycja społeczna uzależniona była od urodzenia, a kartą przetargową był kolor skóry. Władza spoczywała w rękach białych, czarni byli ludźmi drugiej kategorii. Traktowanych gorzej niż zwierzęta niewolników darzono mieszaniną nienawiści i pogardy. I w takich czasach przyszło żyć Zarite, która już w chwili narodzin naznaczona była piętnem bólu i cierpienia. Była Mulatką, osobistą niewolnicą żony Toulouse`a Valmoraina, francuskiego plantatora trzciny cukrowej. Kupiona jako służąca, poza obowiązkami wobec chorej psychicznie Eugenii musiała zaspokajać również chore żądze swego pana. Gwałcona i poniżana dziewczyna marzyła tylko o jednym, o wolności…  A wraz z nią tysiące innych niewolników, którzy mając dość tyranii i brutalnego traktowania szykowali się do buntu… 

„Posłuchajcie głosu wolności, śpiewającego w sercach nas wszystkich!, zawołał a niewolnicy odpowiedzieli krzykiem, który wstrząsnął wyspą”.

Pozwolicie, że na tym urwę zarys powieści. Tych, którzy sięgną po Podmorską wyspę czeka prawdziwa czytelnicza uczta, nie chcę więc odbierać Wam przyjemności smakowania i rozkoszowania się treścią niniejszej lektury. Dodam tylko, że przedstawiony przeze mnie rys nie oznacza końca, przeciwnie, to dopiero początek długiej i krętej drogi ku wolności…
Książkę czyta się jednych tchem, słowa przeistaczają się w zdania a czas staje w miejscu. Podmorska wyspa na długo zapadnie w mej pamięci. Dopisuję się do listy oczarowanych i zachwyconych niniejszą lekturą! Polecam

Egzemplarz recenzencki otrzymałam od wydawnictwa Muza i portalu Sztukater. Dziękuję!

czwartek, 16 czerwca 2011

Tadeusz Chudecki - Dalej w drogę. Łatwe i tanie podróżowanie po Europie i okolicach

autor: Tadeusz Chudecki
tytuł: Dalej w drogę. Łatwe i tanie podróżowanie po Europie i okolicach
wydawnictwo: Publicat
rok wydania: 2011
ilość stron: 240
ocena: 4.5 / 6




Należę do grona osób, które w rubryce hobby, pasje czy zainteresowania wpisują „podróżowanie”. Może to i pospolite ale naprawdę uwielbiam odkrywać nowe miejsca, zwiedzać, poznawać i obserwować. I wcale nie musi być daleko, drogo i wystawnie, weekend poza domem spędzony na zwiedzaniu pobliskich ruin zamku czy spacer przyrodniczą ścieżką w pełni mnie zadowala.
To podróże w praktyce, a jak wygląda teoria? Bardzo często sięgam po książki stricte podróżnicze. Przewodniki, albumy pełne wskazówek i porad są skarbnicą wiedzy, pozwalają odkrywać nieznane miejsca i regiony, wreszcie konfrontować własne odczucia i spostrzeżenia z opinią innych turystów.
„Dalej w drogę. Łatwe i tanie podróżowanie po Europie i okolicach” zapowiadało się nad wyraz obiecująco. Nieraz przekonałam się, że cena nie zawsze idzie w parze z jakością, więc jeżeli miałabym okazję skorzystać z dobrodziejstw podróży przy niższych nakładach finansowych chętnie się zasugeruję.
Kartkując książkę po raz pierwszy doznałam uczucia zaskoczenia a może i trochę zawodu.
Wydawało mi się, że zwiedziłam trochę europejskich miast, tymczasem nie byłam w żadnym z prezentowanych w niniejszej książce. Wprawdzie nie mogłam pokusić się o porównania ale nic straconego, otworzyło się przede mną okno na nieznany do tej pory świat.

„Dalej w drogę” to swoisty przewodnik i poradnik w jednym. Przybliża nam historię, kulturę kilkunastu europejskich miast, oraz co ważne, oferuje wiele praktycznych i cennych wskazówek; jak tanio kupić bilety lotnicze, znaleźć niedrogi hotel, zjeść tani a smaczny posiłek.
Przyznam szczerze, uwagi są trafne, mające odzwierciedlenie w rzeczywistości. Ze szczególnym zainteresowaniem czytałam wspomnienia autora z podróży do Grecji. Podróż z Katowic przez Frankfurt na Kos i z powrotem za 200 zł? Pokój ze śniadaniem w cenie 15 euro za dobę? Długo nie trzeba mnie namawiać. Sprawdziłam, Frankfurt – Kos tam i powrotem za 35,68 euro. Już zaplanowałam wakacje 2012.
Rozbawiła mnie natomiast rada autora: gdy jesteśmy w nieznanej restauracji a chcemy zjeść coś dobrego, należy przejść się po sali i ukradkiem zaglądać ludziom w talerze. Coś w tym jest! Będąc w ubiegłym tygodniu w Barcelonie mieliśmy podobny problem. Co jemy? To co inni! :) I chyba podświadomie wybieraliśmy najbardziej gwarne miejsca z apetycznie wyglądającymi półmiskami na stołach.
Godna uwagi jest wzmianka o kwocie, jaką trzeba przeznaczyć na minimalne wydatki w każdym z krajów. Zaskoczyła mnie Portugalia, ceny dwa razy niższe niż we Włoszech, Hiszpanii czy w Grecji? Muszę się temu bliżej przyjrzeć.
Jedyne zastrzeżenia mam do Chorwacji... a raczej do jej waluty. Bo z tego co się orientuję, walutą obowiązującą jest kuna chorwacka, nie euro. Taki mały chochlik. Poza tym autor zwrócił uwagę na to co ważne, nie miękkie, piaszczyste acz ostre i kamieniste plaże oraz wszechobecne jeżowce, które mogą popsuć cały urlop. Mimo tych mankamentów, z przyjemnością wybrałabym się jeszcze do Dalmacji, najlepiej do Dubrownika będącego Perłą Adriatyku. 
Interesujący jest rozdział poświęcony turystyce pielgrzymkowej „Europa dla duszy”. Lourdes we Francji, Fatima w Portugalii, Santiago de Compostela w Hiszpanii czy Medjugorie na terenie Bośni i Hercegowiny są ważnymi i z pewnością godnymi odwiedzenia ośrodkami kultu religijnego.

„Dalej w drogę” z pewnością przypadnie do gustu miłośnikom podróży. Zaznaczyć jednak muszę, iż jest to przewodnik w pigułce, autor wymienia tylko najważniejsze, warte uwagi zabytki. Natomiast rady, cenne wskazówki dotyczące podróży są uniwersalne i z pewnością sprawdzą się w każdym mieście i kraju. 

Egzemplarz recenzencki otrzymałam od wydawnictwa Publicat i portalu Sztukater. Dziękuję!

czwartek, 2 czerwca 2011

Bernard Cornwell - Nieprzyjaciel Boga

autor: Bernard Cornwell
tytuł: Nieprzyjaciel Boga
cykl:  Trylogia Arturiańska (tom 2)
wydawnictwo: Erica
rok wydania: 2010
ilość stron: 560
ocena: 6 / 6


Bernard Cornwell jest moim niekwestionowanym odkryciem roku. Tak, wiem „nie chwal dnia przed zachodem słońca” wszak dopiero maj,  ale ja czuję, że przez długi czas nie natrafię na równie znakomitą perełkę.

Nie chcąc zdradzić treści i tym samym odbierać przyjemności czytania osobom, które spotkanie z trylogią mają jeszcze przed sobą, nie zagłębię się zbytnio w fabułę lecz skupię na własnych wrażeniach i odczuciach.

„Nieprzyjaciel Boga” jest drugą częścią Trylogii arturiańskiej i kontynuacją wydarzeń opisanych w „Zimowym monarsze”. Historię opowiada Derfel Cadarn, cudem ocalony saksoński niewolnik, późniejszy wojownik i przyjaciel Artura i wreszcie starzejący się mnich. Wraz z jego opowieścią przenosimy się do Brytanii, u schyłku ery pogańskiej i rozkwitu chrześcijaństwa. Podzielona kraina pod dowództwem Artura skutecznie broni się przed najazdem saksońskich wrogów. Merlin, główny druid Dumnonii obawia się jednak innego niebezpieczeństwa – rozprzestrzeniającego się chrześcijaństwa, które skutecznie wypiera starych bogów. Ich utrata oznaczałaby klęskę Brytanii. By do tego nie dopuścić druid musi podjąć się niebezpiecznego zadania, udać się do Ynys Mon, wyspy błogosławionej i odnaleźć Kocioł z Clyddno Eiddyn, będący jednym z trzynastu magicznych Skarbów Brytanii. Jego posiadanie zniszczy chrześcijaństwo, przywróci chwałę celtyckim bogom i przyniesie pokój całej Brytanii. Aby było ciekawiej, kocioł może odnaleźć jedynie dziewica, wybór pada więc na śliczną Ceinwyn, księżniczkę Powys i ukochaną Derfela, która ku jego rozpaczy niedługo zostanie żoną Lancelota. Tylko Derfel może zmienić bieg zdarzeń. Nie dopuszczając do tego ślubu skaże siebie i Ceinwyn na wędrówkę, z której jeszcze nikt nie powrócił… Czy się odważy ?

Mój zachwyt nie minął. Co więcej utrzymał się i umocnił. „Nieprzyjaciel Boga” jest  fantastyczną, porywającą powieścią ukazującą mroczne czasy Brytanii. Cornwell zaserwował nam historię bez niepotrzebnych, zbędnych upiększeń. Nie ma tu miejsca na szlachetnych, pełnych cnót rycerzy a znany z legend arturiańskich Artur ukazany jest w zupełnie inny sposób.
Warto zagłębić się w lekturze „Nieprzyjaciela Boga” gdzie czasy pokoju przeplatają się z okresami wojny a mityczny świat legend miesza się z prawdą i faktami historycznymi. Polecam ją nie tylko miłośnikom fantasy, powieści historycznych czy entuzjastom średniowiecznych legend. Polecam ją wszystkim, bez wyjątku. Pozycja obowiązkowa.

Egzemplarz recenzencki otrzymałam od wydawnictwa Erica i portalu Sztukater. Dziękuję!
  
#
Przepraszam za mą "aktywność". Jeszcze tydzień na tzw. wariackich papierach...
Wrócę, tęsknię za tym blogowym, książkowym światem...