sobota, 28 lipca 2012

Nicholas Sparks - Szczęściarz

autor: Nicholas Sparks
tytuł: Szczęściarz
wydawnictwo: Albatros

rok wydania: 2010
ilość stron: 408
źródło: Dobry zwyczaj - pożyczaj!
ocena5 / 6


Choćbym się zapierała rękami i nogami, że żadna tam ze mnie fanka Sparksa, że jego wytwory czytam tylko okazjonalnie, faktom zaprzeczyć się nie da – „Szczęściarz” jest... dziesiątą książką autora, którą miałam okazję przeczytać.  Przytyk kieruję w stronę siostry, to na jej regale, równiutko linijka od linijki zwrócone białymi grzbietami stoją wszystkie dotychczas wydane w Polsce tytuły a ja co rusz, czy to na działce czy u rodziców natykam się na znajome już nazwisko.

Tytułowym szczęściarzem jest Logan Thibault, żołnierz marines, który służył w piechocie morskiej w Iraku. Tylko ten, kto przeżył wojnę wie czym tak naprawdę jest ciągła niepewność i walka o przetrwanie. Podczas kolejnej misji Logan znalazł zgubioną zapewne przez któregoś z żołnierzy fotografię atrakcyjnej, uśmiechniętej dziewczyny. Kiedy nie zgłosił się właściciel, mężczyzna postanowił zachować zdjęcie. I wtedy poczuł, że sprzyja mu szczęście. Podczas gdy inni żołnierze ginęli w zamachach jemu udawało się przeżyć. To Victor, przyjaciel Logana uznał fotografię za talizman i chciał, by jego towarzysz broni odnalazł dziewczynę ze zdjęcia, był jej winien podziękowania. Na podstawie kilku mdłych znaków i nikłych danych Logan wytypował miejsce, w którym została zrobiona fotografia. Nie mając pojęcia czy obrał dobry kierunek razem ze swym wiernym towarzyszem, owczarkiem niemieckim Zeusem wyruszył na poszukiwania tajemniczej dziewczyny.

Czy można cokolwiek zarzucić powieści, która broni się samym tytułem? Już sam nagłówek zwiastuje pomyślny obrót sprawy. Autorowi można wiele zarzucić, że jego powieści są poniekąd schematyczne, przewidywalne, poruszają te same choć nigdy nie błahe sprawy a po tygodniu czytelnik dostaje amnezji i kompletnie nie pamięta o czym była dopiero co przeczytana książka. W momencie kiedy czyta się je naprawdę dobrze, wszelkie uszczypliwości schodzą na dalszy plan, przestają mieć znaczenie. Czas spędzony na lekturze był taki jak planowałam, dość przyjemny, zajmujący i co najważniejsze – niestracony. Nie wszystkie powieści Sparksa strawiłam tak samo dobrze, tym bardziej mogę więc polecić „Szczęściarza”, zaraz po jego według mnie dwóch najlepszych pozycjach - „Pamiętniku” i „Liście w butelce” (List – taki kawałek papieru pełen pozdrowień i ploteczek, nie mylić z roślinnym organem – zresztą, kto chciałby znaleźć liście w butelce? ;)  )

I jeszcze tylko dodam, że na podstawie powieści powstał film o takim samym tytule.

środa, 25 lipca 2012

Stefan Czerniecki - Dalej od Buenos

autor: Stefan Czerniecki
tytuł: Dalej od Buenos
wydawnictwo: Bernardinum
rok wydania: 2011
ilość stron: 251
źródło: Z półki
ocena: 5.5 / 6


Podczas ubiegłorocznych targów książki, pielgrzymując od stoiska do stoiska dotarłyśmy z Izą do Wydawnictwa Bernardinum a tam z założonymi rękami i tym swoim sympatycznym choć nieco nieśmiałym uśmiechem stał nieznany Autor. Iza pierwsza padła trupem, złapała książkę, zapłaciła i pobiegła po autograf. Stałam z boku ale w obawie, że żal zacznie mi ściskać pewną część ciała, szybko poszłam w jej ślady. Wątpię, czy w ogóle sprawdziłyśmy o czym traktuje jego książka, równie dobrze Autor mógł napisać rozprawkę o zwyczajach godowych motyli, wtedy nie miało to znaczenia. Przecież spod pióra tego sympatycznego uśmiechu nie mogła wyjść nudna i monotonna opowieść.

Autor zabiera nas w podróż do Ameryki Południowej, do Buenos, a nawet jak zdaje się obiecywać tytuł jeszcze dalej od Beunos. Stefan jest miłośnikiem gór, pasję zapewne odziedziczył w genach po ojcu alpiniście, w jego książce próżno więc szukać błogiego lenistwa i rekreacyjnego nicnierobienia. Nie taki był cel podróży. Omijając utarte szlaki turystyczne, sypiając w namiocie pośrodku argentyńskiej selwy doświadczymy więcej niż jest nam w stanie zaoferować nawet najlepszy turystyczny przewodnik. Zatopimy się w tętniącej tangiem robotniczej dzielnicy La Boca w Buenos Aires, przemierzymy Park Narodowy Torres del Paine w chilijskiej Patagonii, z dość nieprzyjemnymi objawami choroby wysokościowej wdrapiemy się na kawałek Aconcaguy - najwyższego szczytu Andów i Ameryki Południowej i zbluzgamy boliwijskiego, przekupnego strażnika. Podczas niedajacej wytchnienia podróży zaliczymy okoliczne gejzery, wulkany i lodowce, ujrzymy najrzadziej widoczny szczyt świata – Cerro Torre a przysiądziemy tylko na chwilę by odpocząć, skosztować yerby i nabrać sił przed kolejną wędrówką. 

 
 Przemierzyć kawałek Ameryki Łacińskiej, skrobnąć parę słów tytułem wspomnień i... zachwycić czytelnika. Tak mógł tylko Autor. Napisana z humorem, pełna zabawnych zdarzeń ale też ciekawych informacji i przydatnych porad jak się odnaleźć w krajach Ameryki Południowej i nie dać nabić w butelkę czyhającym naciągaczom pozycja. I przykład realizacji marzeń. Stefan udowadnia, że się da, że można i to bez wypchanego pieniędzmi portfela i zaawansowanej znajomości wszystkich języków obcych:

„- Autobus. Gdzie? Godzina? Dlaczego nie ma? – po raz kolejny wznoszę się na lingwistyczne wyżyny mojej hiszpańszczyzny”

Książka jest naprawdę bardzo dobra i godna polecenia. Skąd więc te pół noty wyżej? Chyba nie jestem obiektywna, to z sentymentu do Autora - fajny facet z niego! ;)
Polecam serdecznie pasjonatom podróży, miłośnikom górskich wędrówek jak i czytelnikom, którzy choćby tylko na kartach książki, w towarzystwie tryskającego humorem Autora - przewodnika pragną odbyć wędrówkę po zakątkach Ameryki Łacińskiej.



niedziela, 22 lipca 2012

Anne Sebba - Ta kobieta. Wallis Simpson


autor: Anne Sebba
tytuł: Ta kobieta. Wallis Simpson
wydawnictwo: Znak
literanova
ilość stron: 448
ocena5 / 6

Nigdy przesadnie nie interesowałam się życiem brytyjskiej rodziny królewskiej, daleka jestem od gonitwy za sensacją kto, z kim i dlaczego? Z Wallis Simpson było jednak inaczej. Choć wiedziałam o niej niewiele, na tyle wystarczająco by zainteresowała mnie jej biografia. Kim tak naprawdę była kobieta, dla której król dobrowolnie zrzekł się tronu?

„Ta kobieta” autorstwa Anne Sebby to z pewnością dopracowana a może i najbardziej szczegółowa biografia Bessie Wallis Warfield znanej jako Wallis Simpson – ulubionej faworyty, kochanki a później żony Edwarda VIII Windsora. Na blisko 400 stronach przytoczono życie kobiety władczej poniekąd despotycznej, inteligentnej i tajemniczej. Zrezygnowała z pierwszego imienia, twierdząc, że „Bessie to dobre imię dla krów”, już jako nastolatka deklarowała, że mężczyzna, którego poślubi „będzie miał furę pieniędzy”. Ciekawe, Wallis nie była klasyczną pięknością, co więcej, cierpiała na zaburzenia różnicowania narządów płciowych zwane interseksualizmem i jak sugeruje opinia specjalisty chirurgii korekcyjnej organów płciowych „dawanie mężczyznom przyjemności seksualnej mogło być jednym z najlepszych sposobów potwierdzenia własnej kobiecości”.

Interesujące są kulisy romansu Wallis z księciem Walii i następcą tronu Edwardem VIII. Jeszcze przed poznaniem „Tej kobiety” książę nie stronił od towarzystwa kobiet, choć kochanki mu matkowały, spełniały jego dziecinne zachcianki żadnej nie zamierzał poślubić. Dopóki nie pojawiła się Wallis. Edward VIII zupełnie stracił dla niej głowę. Opinia publiczna, tym bardziej rodzina królewska od początku nie akceptowały tego związku, wszyscy mieli nadzieję, że król się opamięta i poślubi osobę godną królewskiego tytułu. Oliwy do ognia dolał kościół anglikański, który nakazał Edwardowi otrząsnąć się z miłosnego letargu. Król dokonał wyboru, w imię miłości dla „Tej kobiety” abdykował i zrzekł się tronu. Czy Edward poślubiając Wallis zdawał sobie sprawę ze skutków owego czynu? Kościół nigdy nie uznał tego małżeństwa, nikt nie życzył sobie ich wizyt na dworze królewskim, Królowa Maria, teściowa Wallis nigdy nie zgodziła się poznać osobiście swej synowej. Nie da się jednak wyprzeć faktów, rezygnując z korony i władzy, w imię miłości i osobistego szczęścia Edward VIII pozostał wierny swym ideałom.

Szczerze polecam tę pozycję. Niekoniecznie trzeba interesować się monarchią brytyjską by z zaciekawieniem zagłębić się historię kobiety, która stała się przyczyną największego skandalu w rodzinie królewskiej.  
"Nigdy nie szukałam sobie miejsca w historii, teraz jednak miałam je zapewnione - ohydne miejsce, wyrąbane przez ślepe uprzedzenia" [W. Simpson]

Podczas lektury nie opuszczały mnie domysły, jak potoczyłyby się dziś losy monarchii brytyjskiej gdyby Edward VIII nie zrzekł się tronu, który w następstwie objął jego młodszy brat Jerzy VI, ojciec Elżbiety II.


wtorek, 17 lipca 2012

Katarzyna Zyskowska-Ignaciak - Ucieczka znad rozlewiska

autor: Katarzyna Zyskowska-Ignaciak
tytuł: Ucieczka znad rozlewiska
wydawnictwo: Nasza Księgarnia
ilość stron: 288

źródło: Egzemplarz recenzencki
ocena5 / 6



Było już wszystko. Uciekające od zgiełku dużych miast kobiety, które rezygnują z kariery, porzucają wielkie korporacje i zaszywają się na wsi, gdzie „cicho i głucho” a „diabeł mówi dobranoc”, remontując stare chałupy upajają się ciszą i spokojem. Może więc czas spojrzeć na świat z drugiej strony lustra? Z perspektywy kobiet przytłoczonych małomiasteczkowym życiem...

Przykładem niech będzie Franka, broń Boże Frania czy Franciszka. Niespełna 30 letnia mieszkanka urokliwego Kazimierza Dolnego, pracownica niewielkiego biura podróży, która lada dzień zostanie szczęśliwą żoną zakochanego w niej do szaleństwa Kuby. I historia zapewne skończyłaby się happy endem, gdyby nie odwieczne dylematy tego świata – wątpliwości.  Im bliżej do ślubu tym większa niepewność. Ostatecznie Franka zdaje sobie sprawę, że nie chce spędzić reszty życia w prowincjonalnym ścisku, że nie czuje się spełniona, nie rozwinie tu skrzydeł i najważniejsze -  nie jest gotowa na zobowiązania płynące z przysięgi małżeńskiej. W dniu ślubu dostaje wyżej wspomnianych skrzydeł a raczej nóg – w śnieżnobiałej sukni, z bukietem w ręku ucieka sprzed ołtarza. Kroki wiodą do tętniącej życiem, zabieganej stolicy. Bez planów, w asyście rozterek i niepewnego jutra uciekająca panna młoda musi rozpocząć nowy etap w swym życiu. O tym, czy dokonała słusznego wyboru przeczytajcie już sami.

„Ucieczka znad rozlewiska” to powieść o życiowych rozterkach, sztuce dokonywania wyborów i poszukiwaniu własnej drogi. Choć fabuła może i nie jest szczególnie oryginalna, czas poświęcony na lekturę upłynął przyjemnie, bez odznak nudy czy irytacji. Lekka i nieskomplikowana pozycja, w sam raz dla odprężenia i umilenia wakacyjnych, choć ostatnio deszczowych dni. 

To moje pierwsze spotkanie z autorką, Katarzyną Zyskowską-Ignaciak ale licząc na kolejne relaksujące, sympatyczne spotkania chętnie nadrobię zaległości:


  a tu zwiastun książki "Ucieczka znad rozlewiska"



piątek, 13 lipca 2012

Gabriela Gargaś - W plątaninie uczuć



autor: Gabriela Gargaś
tytuł: W plątaninie uczuć
wydawnictwo: Feeria
rok wydania: 2012
ilość stron: 392
ocena:
6 / 6


Sięgając po książkę nieznanej mi autorki i początkującego wydawnictwa nie miałam wygórowanych oczekiwań. Liczyłam na dość mile spędzony czas w towarzystwie tzw. kobiecej literatury. To, co otrzymałam przewyższyło postawione kryterium i znacznie przerosło moje oczekiwania. 

I teraz będę improwizować. „W plątaninie uczuć” pochłonęło mnie bez reszty, nawet nie od pierwszej strony co pierwszego akapitu, do tego stopnia, że zapisanie spostrzeżeń czy zaznaczanie cytatów wydawało mi się marnotrawstwem czasu. Teraz, kartkując książkę wyłapałam kilka z tych dających do myślenia cytatów, które podczas lektury na dłużej skupiły moje myśli. Niestety to tylko kropla w morzu tych wartych zapamiętania przesłań, czyżby czekało mnie ponowne spotkanie z bohaterkami powieści?

Nie będę zagłębiać się w treść książki, ostatnimi dniami napisano o niej wiele, nie chciałabym, by potencjalny czytelnik zmęczony przesytem odstąpił od lektury. Do góry pochwał skierowanych pod adresem „W plątaninie uczuć” dołożę jednak kamyczek zachwytu, bo jest co chwalić.

Dawno nie czytałam tak dobrej, wyjętej prosto z życia powieści. Autorka, Gabriela Gargaś w swej książce ubrała w słowa, przelała na papier i odzwierciedliła życie niejednej kobiety. Losy głównych bohaterek są przyziemne i realne, czasem brzmią aż dziwnie znajomo, tak łatwo doszukać się w nich śladów własnych przeżyć. Bo przecież są wśród nas kobiety takie jak Dorota, pełnoetatowe żony i matki, nieco zmęczone ale czerpiące energię z ciepła domowego ogniska, dopóki tylko chce się tlić. Albo takie jak Kalina – poddające w wątpliwość swój dotychczasowy związek, kiedy zza horyzontu wyłania się dawna, wielka miłość lub takie jak Hanna – samotne z wyboru kobiety sukcesu, które wierzą, że praca zastąpi im rodzinę i dom. „W plątaninie uczuć” to opowieść o krętych ścieżkach, pełnych wyboi życiowych drogach, rozterkach, pragnieniach ale i bezradności, porażce i zdradzie. A nade wszystko o sile prawdziwej przyjaźni, która przy upadku rozkłada dmuchany materac, by mniej bolało i i rany zdążyły szybciej się zagoić.
„- Mam złamane serce
- Z tym można żyć. Serce ma to do siebie, że jak się je poskłada, poskleja, to zaczyna bić na nowo.”
Szczerze polecam „W plątaninie uczuć”. Zwykle jestem oszczędna w ocenie, w tym przypadku nie miałam obiekcji i wątpliwości. Jak dla mnie to jedna z lepszych powieści na polskim rynku wydawniczym. Słowa zachęty kieruję zwłaszcza do kobiet z bagażem życiowych doświadczeń, one najbardziej uchwycą sens tej powieści.
Sama zaś rozpoczynam poszukiwania debiutanckiej powieści autorki „Jutra może nie być” i zachłannie wybiegam w przyszłość-  wypatruję kolejnej powieści.

czwartek, 5 lipca 2012

Adam Mekla - Zwierciadło Nieba


autor: Adam Mekla
tytuł: Zwierciadło Nieba
wydawnictwo: Poligraf
rok wydania: 2008
ilość stron: 104
ocena:
5 / 6


Za mną bardzo ciekawy debiut, napisany z delikatnością, z „duszą”. Zaskakujące, że wyszedł spod pióra mężczyzny.

Bohaterem powieści jest młody mężczyzna, który przeprowadza się do jednej z nadmorskich miejscowości  by objąć tam posadę animatora w szpitalu dziecięcym. Początki są trudne, chłopak nie ma doświadczenia a i dzieci początkowo są do niego uprzedzone. Ani, druga animatorka stopniowo zagłębia go w tajniki pracy a dzięki kreatywności i poczuciu humoru udaje mu się uzyskać akceptację najmłodszych i zaprzyjaźnić z ciężko chorym Dal`em. Pomiędzy dwojgiem opiekunów rodzi się więź, jednak myśli chłopaka biegną gdzie indziej, do tajemniczej dziewczyny poznanej o wschodzie słońca w pierwszy dzień wiosny...

Zadziwiające, ile w tej niewielkiej objętościowo książeczce autor skrył momentów do przemyśleń i rozważań. Wypełniona życiowymi wartościami jak miłość i przyjaźń ale również i cierpieniem, bólem i śmiercią powieść każe nam zatrzymać się na chwilę, przystanąć i zastanowić się nad pełnym refleksji zdaniem, akapitem. Historię przeplatają wiersze, spokojne, nostalgiczne, pozwalające jeszcze bardziej wczuć się w przesłanie autora. Czytając „Zwierciadło Nieba” był moment, kiedy na myśl przyszła lektura „Oskara i pani Róży”, kogo więc urzekła ta moim zdaniem fenomenalna książeczka Schmitta, powinien sięgnąć po debiut Mekli.

„Zwierciadło Nieba” to nie do końca historia o miłości, raczej o pragnieniach, zagubieniu, poszukiwaniu swego miejsca. To książka, którą czyta się nie raz lecz wiele razy. Z jednej strony żałuję, że przeznaczyłam ją na konkurs, z drugiej – cieszę się, że podzielę się naprawdę dobrą, niezwykłą w swej zwykłości lekturą. Bo przecież „Każda książka żyje tyle razy, ile razy została przeczytana" :)

 ^^^ ^^^ ^^^

Mój laptopik nadal nie stanął na nogi. Powyższe pisałam wczoraj, dziś moja siostrzenica przeprowadziła prywatne losowanie książkowego zestawu. Jako, że korzystam z cudzego komputera nie pobawię się w dodawanie zdjęć z przebiegu losowania, ale musicie uwierzyć na słowo, że poniższy pakiet 

 miał powędrować do:

Miqaisonfire

I co? I Miqaisonfire chce tylko jedną pozycję. Może się jednak skusi jeszcze na „Zwierciadło nieba”? ;) Ale o szczegółach porozmawiam ze zwyciężczynią. Najwyżej niedługo znów się do Was odezwę w słusznej sprawie :)
Uciekam na weekend, a od poniedziałku laptop ma być sprawny – choćby się „waliło i paliło”. Pożyjemy, zobaczymy...
Pozdrawiam serdecznie, do „zobaczenia”! :)