autor: Carlos Ruiz Zafón
tytuł: Książę Mgły
wydawnictwo: Muza
ilość stron: 200
ocena: 5 / 6
Gdy od listopada na Waszych blogach regularnie pojawiały się recenzje niniejszej książki, bezustannie grzeszyłam- z zazdrości. Zazdrościłam Wam najpierw posiadania, a później, gdy zakupiłam własny egzemplarz - możliwości przeczytania.
Wstyd się przyznać ale będąc nastolatką wszystko wydawało mi się lepsze od książek. Wiele mnie ominęło i choć po latach ze skruchą i spuszczoną głową ponownie rozkochałam się w czytaniu, wszystkich zaległości nie jestem w stanie nadrobić. Najbardziej straciła na tym literatura młodzieżowa.
Stąd moje obawy. Bałam się, że lektura dla młodzieży mnie nie zachwyci i nie porwie. Pozostając pod urokiem „Cienia wiatru”, „Gry anioła” i „Mariny” nie chciałam sprawić sobie zawodu. Postanowiłam książki nie kupować co najwyżej wypożyczyć egzemplarz biblioteczny. Na szczęście nieuzasadniony zamysł złamała promocja w Matrasie. Z uśmiechem na twarzy i książką pod pachą wróciłam do domu i… „Książę Mgły” stał się obiektem zainteresowania mojej nastoletniej siostrzenicy, która pałała niechęcią do książek tak, że żadne błagania, prośby i groźby nie były w stanie tego zmienić. Zaciekawiona zabrała mą ledwo upolowaną zdobycz do swego domu. Koleje losów Księcia były różne. Błąkał się przez dwa miesiące, z ręki do ręki zmieniał adres i czytelnika. … Ale wrócił.
Miłe rozczarowanie. Pochłonęłam książkę w jeden wieczór. Zupełnie straciłam rachubę czasu. Jak w letargu wertowałam kolejne strony by złapać oddech dopiero po przeczytaniu ostatniego zdania z ostatniej strony.
Czy aby na pewno jest to książka skierowana dla młodzieży? Zresztą sam empik zaklasyfikował ją do „sensacji” J. Może nie z sensacją ale z kawałkiem dobrej powieści z pewnością miałam do czynienia.
Rok 1943. Carverowie pragnąc uciec od zgiełku miasta i widma wojny przeprowadzają się na wybrzeże do małej rybackiej osady nad Atlantykiem. Dzieciom – Alicji, Maxowi i Irinie najtrudniej przystosować się do zmian i nowych warunków. Ich nowy dom – na pierwszy rzut oka zwyczajny i przytulny, w rzeczywistości skrywa mroczną tajemnicę.
Nowo poznany przyjaciel Roland pomaga nastolatkom oswoić się z nieznanym miejscem. Oprowadzając rodzeństwo po miasteczku wskazuje miejsce zatopionego wraku statku, który w czasie sztormu rozbił się o podwodne skały. Z całej załogi uratował się jedynie dziadek Rolanda – latarnik Victor Kray. Max zaintrygowany tragiczną historią „Orfeusza” chce usłyszeć całą opowieść od latarnika. Kray wspominając historię, odkrywa przed chłopcem legendę o Księciu Mgły, okrutnym i bezwzględnym czarnoksiężniku, który w zamian za spełnione życzenie żądał całkowitego posłuszeństwa. Biada tym, którzy odważyli się go oszukać. Legenda jakich wiele. Z małą różnicą – ta ożywa i z niezwykłym okrucieństwem mści się za złamaną obietnicę…
Lekka i przyjemna książka? No nie wiem… Moja Arachnofobia zaciskała supeł w żołądku, klown miał twarz z IT Stephena Kinga, Orfeusz był wrakiem ze Statku Widmo… A kot? Kot nie wiem skąd ale to w niczym to nie przeszkadzało, i tak się go bałam…
Polecam!
Baardzo chcę :)
OdpowiedzUsuńW końcu trzeba sięgnąć po jakąś książke pana Zafona :)
Możliwe, że masz zaległości, ale czy nie jest najważniejsze to, że wróciłaś do czytania? Aż miło mi czytać to wszystko co piszesz. Ta pasja do książek! Wspaniały blog:)
OdpowiedzUsuńPana Zafona uwielbiam, a "Książę mgły" stoi na półce i cierpliwie czeka na swoją kolej (wstyd przyznać, że od premiery, ale jakoś mi do niego nie po drodze ;]). Trochę się bałam, że książka będzie zbyt młodzieżowa, ale po wielu recenzjach widać, że moje obawy były całkowicie niesłuszne.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Madeleine - chciej! :)
OdpowiedzUsuńLidia- dziękuję za tak miłe słowa! :))
nastolatką przestałam być jakieś 7 lata temu, więc moja odświeżona miłość do książek już trochę trwa. Niestety nie nadrobię straconych lat. Panią Musierowicz, Jurgielewiczową znam tylko z nazwy. Może kiedyś...
Pozdrawiam! :)
Upiorny Groszku - skąd ja to znam... u mnie książki zakupione rok temu wciąż stoją w kolejce...
OdpowiedzUsuńMiałam takie same obawy co do Księcia, jak widać, niesłuszne :) Ciekawa będę Twej opinni :))
Pozdrawiam! :))
Bardzo lubię Zafona i mam zamiar przeczytać wszystkie jego książki;). Ta również jest na mojej liści;).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!!
Widzę, że większość jest "Księciem Mgły" zafascynowana, a dla mnie to była po prostu książka na jeden wieczór, ot tak, nie na dłuższe zapamiętanie.
OdpowiedzUsuńNo cóż, może kiedyś do niej powrócę i zmienię zdanie ;).
Kasandro - przeczytaj! czuję, że Ci się spodoba :)
OdpowiedzUsuńSurinder - właśnie to jest w książkach niezwykłe, każda pozycja odbierana jest inaczej- dla jednych rewelacja dla drugich średniak :)
A co do Księcia Mgły to chyba jestem jedyną wystraszoną :)
A kot z domu przy autostradzie ;>? :P
OdpowiedzUsuńa upiorny kot może z 'cmętarza zwieżąt' S. Kinga? powrócił on tam z zaświatów i nie należał już do przyjemnych zwierzątek ;)
OdpowiedzUsuńIza - nie strasz!
OdpowiedzUsuńVaria - myślałam właśnie o nim! bo wpatruje się we mnie z tej okładki aż ciarki przechodzą. Ale książki jeszcze nie czytałam. Jest na mej marcowej liście "KUP MNIE", czuję, że będzie strasznie...
Kiedy dowiedziałam się, że na nasz rynek wydawniczy zawita "Książę mgły", już nie mogłam się doczekać. Jednak, w miarę czytania opinii, że po lekturze "Mariny" i innych powieści Zafona, "Książę Mgły" wypada blado, mój zapał malał.
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, iż powyższa recenzja na nowo rozbudziła we mnie dylemat -sięgnąć po książkę, czy nie, ale z przewagą na tak. Duże TAK :)
Tym postem utwierdziłaś mnie w przekonaniu, że powinnam wybrać "Księcia Mgły" jako drugie dzieło Zafona. Tak też zrobię! Nutka strachu przeplatana z tajemnicą jest czymś, co lubię :) Mam nadzieję, że nikt nie wypożyczył "Księcia" z biblioteki, a On tam na mnie czeka ^ ^
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
P.S. Czy tylko mi ta okładka tak strasznie się podoba? Przecież to cudo!
Zazdroszczę Ci własnego egzemplarza ;)
OdpowiedzUsuńJuż od dawna choruje na nią ;)
przez to książkę mnie pogłębił się strach przed klownami
OdpowiedzUsuńPoluję, poluję i poluję... I upoluję na pewno, bo Zafóna sobie nie odpuszczę. :)
OdpowiedzUsuńBellatriks - witaj ;) A Księcia Mgły polecam i myślę, że się nie zawiedziesz :)
OdpowiedzUsuńDeline - miło mi! :)
no właśnie, miałam wspomnieć o tej fascynującej okładce ale ten kot tak mnie zaabsorbował i z głowy wyleciało :)
ja się dodatkowo cieszę, bo okładka jest w kolorze zielonym... mam małą manię układania książek według kolorów i póki co, zielonych najmniej :))
Bujaczek - nie chcę Ci skłamać ale za egzemplarz w twardej oprawie dałam bodajże 24 zł - grudniowa promocja w Matrasie :)
Katarzyno - a ja mam tylko nadzieję, że kotów się nie zacznę bać... :)
Liliowa - upoluj bo warto :)
Pozdrawiam Was - wszystkie razem i każdą z osobna :))
To jedyna książka Zafóna, której nie przeczytałam i musze to zmienić w najbliższej przyszłości ;)
OdpowiedzUsuńUwielbiam Zafona, już jakiś czas ostrzę sobie ząbki na "Księcia Mgły". Okrutnie pobudziłaś mi apetyt swoją recenzją.
OdpowiedzUsuńprzyjemnostki - miałam tak samo, Książę był jedyną lekturą Zafona której nie czytałam, tym bardziej musiałam go szybko zdobyć i wchłonąć :)
OdpowiedzUsuńKulka - polecam :))
Na każdego nowego Zafona czekam z niecierpliwością i już w dniu premiery pędze do księgarni.
OdpowiedzUsuńPodobnie jak Ty, przy tej książce kompletnie straciłam rachubę czasu!
Sama również umieram z zazdrości, ale póki co, na półce czeka "Cień wiatru" i na nieszczęście, chyba będę zmuszona poczekać na egzemplarz biblioteczny. Pewnie prędko się nie doczekam :(
OdpowiedzUsuńwww.duzo-czytam.blog.onet.pl
(czemu nie można komentować z adresu url, albo jako anonim?)
Scathach - miło, że mamy podobne odczucia :) Nie mogę się doczekać kolejnej książki autora :)
OdpowiedzUsuńMani - witaj :)
wiesz, nie wiem :( widocznie ja i blogspot jeszcze się nie zaprzyjaźniliśmy.
przepraszam jeśli nie dałam komuś szansy wypowiedzenia się
już zmieniam ustawienia
dzięki za zwrócenie uwagi :)
Czytałam dość niedawno i bardzo mi się podobała, teraz chciałabym sięgnąć po "Pałac Północy". :)
OdpowiedzUsuń