poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Jean – Marie Gustave Le Clezio - Afrykanin

autor: Jean – Marie Gustave Le Clezio
tytuł: Afrykanin
wydawnictwo: Cyklady
rok wydania: 2008
ilość stron: 110
źródło: Z półki
ocena5 / 6


W Afryce byłam niejednokrotnie. Choć nigdy osobiście, zawsze jedynie na kartach książki, z tych podróży wyniosłam obraz kontynentu, w którym piękno dzikiej przyrody przysłania ogrom ludzkich tragedii, od głodu i biedy poprzez choroby cywilizacyjne i krwawe wojny. Tym razem dzięki lekturze „Afrykanin” dotarłam głębiej i poznałam wolną, jeszcze nie dotkniętą plagami i bezsilnością Afrykę.

Jean – Marie Gustave Le Clezio miał 8 lat kiedy w roku 1948 wraz z matką i starszym o rok bratem stanął na Czarnym Lądzie. Rodzina przyjechała z powojennej Francji by dołączyć do męża i ojca - lekarza, który od przeszło 20 lat pracował w Afryce. Autor doskonale pamięta towarzyszące przeprowadzce uczucia, kiedy z przytulnego babcinego domu w Nicei wkroczył w pełen swobody, wolny i na wpół dziki świat. Przemierzając boso spękaną i wyschniętą od upałów ziemię czuł, że właśnie wtedy na zawsze przekroczył granicę dzieciństwa.

„Afrykanin” to nie tylko podróż do nieznanej, wolnej od chorób, potężnej Afryki ale także wędrówka w głąb myśli i wspomnień autora. To także spojrzenie na ojca oczyma dziecka bowiem na kartach najbardziej osobistego dzieła Le Clezio próbuje zrozumieć swego rodziciela, człowieka odurzonego pięknem Czarnego Lądu, który w swej lekarskiej powinności pragnie ulżyć cierpieniom chorych. Z drugiej jednak strony ojciec sam potrzebował pomocy, odizolowany w buszu i osamotniony przez rozłąkę z najbliższymi z dnia na dzień stał się zupełnie innym człowiekiem. Ze wszystkich udręk chyba jednak najbardziej bolały zachodzące na jego oczach zmiany i widok porzuconej na pastwę wojen Afryki. I świadomość, że ten dobrze znany, wolny i beztroski świat stopniowo, kawałek po kawałku umiera.

„Afrykanin” wymagał ode mnie pełnej koncentracji. Nie sprawdził się w autobusie i w kolejce u lekarza, dopiero w zaciszu czterech ścian uchwyciłam płynące z książki pełne refleksji przemyślenia autora. Naprawdę dobra, nostalgiczna wędrówka pozwalająca odkryć chyba już na zawsze utracony obraz Afryki.

Dla przypomnienia, Jean – Marie Gustave Le Clezio jest laureatem Literackiej Nagrody Nobla 2008

9 komentarzy:

  1. nie czuję, aby książka mi się spodobała
    zatem póki co się wstrzymam z wydaniem osądu, czy przeczytam bądź nie

    OdpowiedzUsuń
  2. Dotąd omijałam tę książkę przekonana, że nie znajdę w niej nic interesującego dla siebie, ale może się mylę. Nie będę jej usilnie szukać, ale nie będę też odrzucać :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nazwisko le Clezio ciągle jest w mojej głowie zakodowane, ale... do tej pory bezowocnie jeśli idzie o konkretne lektury. Czas na zmiany, wybieram się do Afryki:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetna książka. Dawno temu ją czytałam, ale bardzo mi się podobała:))
    Pozdrawiam!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Do tej pory czytałam jedynie "Powracający głód". Książka nie zrobiła na mnie żadnego wrażenia. Ale może po prostu trafiłam na najbardziej nieudaną?

    OdpowiedzUsuń
  6. Nostalgiczne książki trafiają w moje klimaty, ale chyba poczekam z nimi do słonecznej jesieni, przy obecnej porze deszczowej nie mam sił na trudne lektury.

    OdpowiedzUsuń
  7. No może...może. Troszkę nie moje klimaty, ale zawsze trzeba próbować z czymś nowym :) Pozdrawiam cieplutko

    OdpowiedzUsuń
  8. Raczej się nie skuszę. Nie pociągają mnie tego typu powieści. : (
    [ksiazkowo17]

    OdpowiedzUsuń
  9. Lubię czytywać pozycje, w których mogę wybrać się do nieznanego dotąd mi świata, który gdzieś daleko na prawdę istnieje ;D

    OdpowiedzUsuń