tytuł: Afrykanin
wydawnictwo: Cyklady
rok wydania: 2008
ilość stron: 110
źródło: Z półki
ocena: 5
/ 6
W
Afryce byłam niejednokrotnie. Choć nigdy osobiście, zawsze jedynie na kartach
książki, z tych podróży wyniosłam obraz kontynentu, w którym piękno dzikiej przyrody
przysłania ogrom ludzkich tragedii, od głodu i biedy poprzez choroby
cywilizacyjne i krwawe wojny. Tym razem dzięki lekturze „Afrykanin” dotarłam głębiej i poznałam wolną, jeszcze nie dotkniętą plagami i bezsilnością Afrykę.
Jean
– Marie Gustave Le Clezio miał 8 lat kiedy w roku 1948 wraz z matką i starszym o
rok bratem stanął na Czarnym Lądzie. Rodzina przyjechała z powojennej Francji
by dołączyć do męża i ojca - lekarza, który od przeszło 20 lat pracował w Afryce.
Autor doskonale pamięta towarzyszące przeprowadzce uczucia, kiedy z przytulnego
babcinego domu w Nicei wkroczył w pełen swobody, wolny i na wpół dziki świat. Przemierzając
boso spękaną i wyschniętą od upałów ziemię czuł, że właśnie wtedy na zawsze
przekroczył granicę dzieciństwa.
„Afrykanin”
to nie tylko podróż do nieznanej, wolnej od chorób, potężnej Afryki ale także wędrówka
w głąb myśli i wspomnień autora. To także spojrzenie na ojca oczyma dziecka
bowiem na kartach najbardziej osobistego dzieła Le Clezio próbuje zrozumieć
swego rodziciela, człowieka odurzonego pięknem Czarnego Lądu, który w swej
lekarskiej powinności pragnie ulżyć cierpieniom chorych. Z drugiej jednak strony
ojciec sam potrzebował pomocy, odizolowany w buszu i osamotniony przez rozłąkę z
najbliższymi z dnia na dzień stał się zupełnie innym człowiekiem. Ze wszystkich udręk chyba jednak
najbardziej bolały zachodzące na jego oczach zmiany i widok porzuconej na pastwę wojen Afryki. I świadomość, że ten dobrze znany, wolny
i beztroski świat stopniowo, kawałek po kawałku umiera.
„Afrykanin”
wymagał ode mnie pełnej koncentracji. Nie sprawdził się w autobusie i w kolejce
u lekarza, dopiero w zaciszu czterech ścian uchwyciłam płynące z
książki pełne refleksji przemyślenia autora. Naprawdę dobra, nostalgiczna
wędrówka pozwalająca odkryć chyba już na zawsze utracony obraz Afryki.
Dla przypomnienia, Jean
– Marie Gustave Le Clezio jest laureatem Literackiej Nagrody Nobla 2008
nie czuję, aby książka mi się spodobała
OdpowiedzUsuńzatem póki co się wstrzymam z wydaniem osądu, czy przeczytam bądź nie
Dotąd omijałam tę książkę przekonana, że nie znajdę w niej nic interesującego dla siebie, ale może się mylę. Nie będę jej usilnie szukać, ale nie będę też odrzucać :)
OdpowiedzUsuńNazwisko le Clezio ciągle jest w mojej głowie zakodowane, ale... do tej pory bezowocnie jeśli idzie o konkretne lektury. Czas na zmiany, wybieram się do Afryki:)
OdpowiedzUsuńŚwietna książka. Dawno temu ją czytałam, ale bardzo mi się podobała:))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!!
Do tej pory czytałam jedynie "Powracający głód". Książka nie zrobiła na mnie żadnego wrażenia. Ale może po prostu trafiłam na najbardziej nieudaną?
OdpowiedzUsuńNostalgiczne książki trafiają w moje klimaty, ale chyba poczekam z nimi do słonecznej jesieni, przy obecnej porze deszczowej nie mam sił na trudne lektury.
OdpowiedzUsuńNo może...może. Troszkę nie moje klimaty, ale zawsze trzeba próbować z czymś nowym :) Pozdrawiam cieplutko
OdpowiedzUsuńRaczej się nie skuszę. Nie pociągają mnie tego typu powieści. : (
OdpowiedzUsuń[ksiazkowo17]
Lubię czytywać pozycje, w których mogę wybrać się do nieznanego dotąd mi świata, który gdzieś daleko na prawdę istnieje ;D
OdpowiedzUsuń