Wczoraj, w Rzeszowie odbyły
się jak się okazuje nie jedno a dwa spotkania z cenionym i poczytnym
dziennikarzem i reportażystą. Pierwsze, o którym nie wiedziałam w Wojewódzkiej
i Miejskiej Bibliotece Publicznej, drugiej w księgarni Nova. Nie wiem czy
dałabym radę być na obu ale już żałuję swej nieobecności – choć to ten sam
autor czuję, że spotkania nie były takie same, każde toczyło się innym rytmem.
Ja trafiłam na to drugie spotkanie,
w księgarni, która chyba nie przewidziała tak dużej frekwencji słuchaczy i
wiernych czytelników JHB. Zabrakło wolnych miejsc i mini krzesełek, kilkanaście
osób stało, kolejni słuchacze siedzieli w drugiej sali, słuchać – słuchali widzieć
– już nic nie widzieli. Ale to wszystko nieważne. Udane spotkanie rekompensowało
niewygody.
Jacek Hugo – Bader z miejsca
wzbudził moją sympatię. Okazał się szczerym, bardzo zabawnym i co najważniejsze
bezpośrednim człowiekiem. Ani na chwilę nie dało się odczuć hierarchii ceniony autor
- statystyczny czytelnik, przeciwnie bezpośredni kontakt i dialogi umacniały
więź ze słuchaczami. Co więcej, gość nie usiadł na przygotowanym dlań krześle,
tłumacząc, że nie chce stracić kontaktu z publicznością. Przez półtorej godziny
opowiadał o… o wszystkim, o Rosji, koniaczku, córci i lalce szamance, o życiu.
Raz po raz przerywał myśl w głowie zrodził mu się kolejny, ciekawy temat, przepraszając
czytelników powiedział, że ma… „myślową sraczkę”. Ze śmiechu oplułam sobie „Dzienniki
kołymskie”. Przezabawny, strasznie inteligentny facet.
Mogłabym go słuchać bez końca.
Chłonęłam opowieści o matce, która była
pewna, że to jej syn widnieje na okładce „Dzienników kołymskich”, o Juriju z
którym Hugo – Bader chciał się ożenić, o przelanych hektolitrach koniaku, który
jest nośnikiem słów, o dyktafonie, który zapamiętuje to, co (zwłaszcza po kilku
głębszych) ulotne…
Choć okazji do śmiechu nie
brakowało, nie obyło się też bez momentów pełnych refleksji. Jeżeli tylko macie okazję, idźcie na spotkanie
z Jackiem Hugo – Baderem. Gwarantuję, że czas nań spędzony do straconych nie
będzie należał.
Co się tyczy samego spotkania, tym razem dopisali mężczyźni, stanowiący na oko 70% słuchaczy. Najmłodszy
uczestnik miał około 8 lat, najstarszy (i to niejeden) na pewno ponad 80. Po spotkaniu
przyszedł czas na podpisywanie książek. Kolejka nie posuwała się szybko i to było
najpiękniejsze bo autor każdemu czytelnikowi poświęcał dużo czasu. Oprócz
autografu znalazły się dedykacje, wiersze, życzenia dla bliskich. Oby więcej takich spotkań, a przede wszystkim więcej takich ludzi.
Zazdroszczę możliwości uczestniczenia w takich spotkaniach. U mnie w mieście, z racji jej wielkości..., coś takiego w ogóle nie wchodzi w rachubę :/
OdpowiedzUsuńGratuluję owocnego spotkania:))
OdpowiedzUsuńU mnie podobnie jak u Miłośniczki Książek, nawet nie ma takiej opcji, żeby odbyło się podobne spotkanie, niestety taki jest urok mieszkania na prowincji ;)
OdpowiedzUsuńI autograf zdobyłaś :)
uwielbiam spotkania z autorami. szkoda, że w mojej okolicy niewiele się ich organizuje.
OdpowiedzUsuńZazdroszczę, zwłaszcza tego stanięcia twarzą w twarz z autorem. Bardzo żałuję, że kiedy był w Częstochowie, nie mogłam udać się na spotkanie.
OdpowiedzUsuńA ja właśnie byłam na tym pierwszym - w Bibliotece Wojewódzkiej. I tak jak piszesz - było rzeczywiście inne. Przeważały panie. Tłumu nie było i wystarczyło czasu na chwile indywidualnej rozmowy. Tematy różniste. Jestem oczarowana Panem. Mam "Dzienniki..." i "W rajskiej dolinie...". "Białą gorączkę" teraz dokupię koniecznie. Tak już mam po dobrych spotkaniach, że kompletuję. Pozdrawiam krajankę z Podkarpacia:)
OdpowiedzUsuńwybieram się 4 kwietnia. Już nie mogę sę doczekać. Lubię takie spotkania. Szczególnie dobrze wspominam te z Olgą Tokarczuk.
OdpowiedzUsuńByłam ale w Bibliotece Wojewódzkiej - tematy inne, ale wrażenia bardzo podobne. Zapraszam do odwiedzenia: http://ksiazkojady.blogspot.com/2012/03/pokochac-rosyjska-dusze-spotkanie-z.html
OdpowiedzUsuńCiekawa sprawa ja miałam kiedys szanse spotkac sie z 2-3 pisarzami i to ciekawe przezycie
OdpowiedzUsuńOch jak ja Ci zazdroszczę !!! :)
OdpowiedzUsuńTo już trzecia z relacja z rzeszowskiego spotkania z reporterem, jaką miałam przyjemność przeczytać w blogerskim świecie książkowym.:) Widać, że Jacek Hugo-Bader ma pokaźne grono wielbicielek. Pozdrawiam krajankę.:)
OdpowiedzUsuńZazdroszczę, autor wydaje się być naprawdę ciekawym człowiekiem.
OdpowiedzUsuń