wtorek, 9 kwietnia 2013

Renata Adwent - Rok na końcu świata



autor: Renata Adwent
tytuł: Rok na końcu świata
wydawnictwo: Feeria
rok wydania: 2013
ilość stron: 376
źródło: Od Wydawnictwa 
ocena: 3 / 6

Takich historii jest wiele. Ona - niepewna swych uczuć, bez pomysłu na życie i z brakiem recepty na szczęście. Dorosła kobieta zagubiona niczym dziecko. I nagle w tej otchłani bezsensu pojawia się ratunek – przeważnie w postaci starej, ledwo stojącej chałupy, położonej tam gdzie „ciemno wszędzie, głucho wszędzie” a „diabeł mówi dobranoc”. Zakończenie – tak pi razy drzwi – do przewidzenia. Czemu więc sięgamy raz po raz i wciąż od nowa po te jota w jotę, wypisz wymaluj podobne książki? Jak widać my, kobiety tak mamy - lubimy takie historie.
I ja przyznaję – lubię. Może niecodziennie, ale od czasu do czasu – po ciężkim dniu, nawale pracy bolesnym ząbkowaniu Małej i przygnębiającej pogodzie – wyłuskać chwilę i zagłębić się w lekkiej, niezobowiązującej ale równocześnie ciekawej i dopracowanej lekturze. „Rok na końcu świata” z pewnością jest lekki ale będąc szczerą –niespójny i przekolorowany. 

Bohaterką jest 30-letnia Rita, dziewczyna na życiowym zakręcie, z niepewnym kapitałem uczuć wobec swojego chłopaka Mikołaja. Z miłosnej rozterki wyciąga ją list z kancelarii prawnej, który uprzejmie donosi, jakoby Rita odziedziczyła po swej zmarłej ciotce Ninie dom w Bartnicy Nowej, ale z zastrzeżeniem, że musi tam zamieszkać i nie może go sprzedać przez najbliższy rok. Dziewczyna postanawia zmienić swój los, rzuca pracę, ucieka od Mikołaja i zaszywa się w drewnianej chałupce, gdzie pośród świerków i brzóz oddaje się przemyśleniom i spróbuje uporządkować swe niepoukładane życie.

„Rok na końcu świata” czytało mi się łatwo, ale co z tego, kiedy od pierwszej strony na przemian pomstując i zgrzytając zębami miałam ochotę potrząsnąć Ritą i przegadać jej do rozumu. O, jak mnie to dziewczę drażniło. Jej wieczne niezdecydowanie i wyciekające niemal z każdej strony złote myśli przypominające egzystencjalną papkę. Czyżby to zabieg autorki? Zrobić ze swej bohaterki nieżyciową, infantylną postać by później za pomocą zachodzących zmian i zdobytych doświadczeń dolać oleju do głowy? Prawdziwy renesans życiowy, tylko czemu kosztem Bogu ducha winnego czytelnika?
Moim zarzutem wobec tej książki jest przesyt atrakcji, szereg następujących po sobie kompletnych zbiegów okoliczności i zlepek pomyślności tylko po to, by utrzymać historię w ryzach. Bo oto Rita w swej przemianie założyła Hotel Złamanych Serc, Pracownię Artystyczną Pod Aniołami, leczyła złamane dusze, odprawiała czary, lepiła kolorowe baranki, w ludowym zespole tańczyła (wygrali!) skończyła wszelakiej maści kursy, pisała projekty unijne a kiedy doszłam do momentu, że razem z przyjaciółkami założyła „jednostkę interwencyjną do zadań specjalnych Piorun” co to miała śledzić nikczemnych facetów… no wystarczy. Dla podsycenia ciekawości dodam, że to tylko niektóre z atrakcji a ja ledwo minęłam połowę książki. A gdzie w tym wszystkim podziała się miłość? O niej musicie doczytać sami….

Z okładki książki wołają do mnie litery, jakoby ta historia mogła się zdarzyć każdemu. Pobiegłam do skrzynki a tam zamiast listu z informacją o spadku po ciotce – rachunek za Internet i ulotka z Tesco. Ta historia nie zdarzy się mnie, może więc przydarzy się Tobie?  

6 komentarzy:

  1. \Właśnie ją podczytuje i muszę powiedzieć, że początek jest rzeczywiście trudny do przełknięcia... Oby dalej było lepiej.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie ciągnie mnie do tej książki i mimo że - podobnie jak Ty - od czasu do czasu lubię takie historie, to czuję, że bohaterka doprowadziłaby mnie do szewskiej pasji, dlatego daruję sobie tę lekturę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Miałam ochotę na tę opowieść. Trochę przygasła:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Przyznam, że ciekawiła mnie ta pozycja, ale po Twojej recenzji widzę, że Autorka chciała przekazać wszystko na raz i chyba przewidziała dla Rity zbyt dużo zajęć ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Hotel Złamanych Serc, Pracownia Artystyczna pod Aniołami i jednostka interwencyjna do zadań specjalnych... haha trzeba przyznać, że autorce nie brakowało pomysłów, ale książka raczej nie dla mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Taak, każda kobieta lubi takie książki, niezależnie od wieku :)
    Wydaje mi się, że to już wszystko było, ale dlaczego nie przeczytać jeszcze jednej książki tak podobnej do innych? :-)

    OdpowiedzUsuń