tytuł: Krew
wydawnictwo: Albatros
rok wydania: 2010
ilość stron: 472
ocena: 3/6
Bardzo
się cieszę z uczestnictwa w wyzwaniu Book – Trotter, które mobilizuje mnie do
czytelniczej redukcji piętrzących się zasobów książkowych. Choćby taka „Krew”
autorstwa Francisco Asensi, od 3 lat (nie)cierpliwie czekała na swoją kolej.
Przez lata wchłaniała kurz, żeby tak jeszcze chciała pochłonąć mnie…
Nieważne
czy jesteś katolikiem, ateistą, czy dajmy na to wyznawcą Latającego Potwora
Spaghetti, z pewnością nie przeszedłbyś obojętnie obok rzuconego hasła „Czy
można sklonować Chrystusa z boskiego DNA”? Przyznacie, że to dość intrygujące?
Zaczęło
się od kradzieży. Niezwyczajnej bo łupem padła relikwia, ampułka z krwią
świętego Pantaleona skradziona z madryckiego klasztoru. Do przeprowadzenia sprawy
powołany został inspektor Mazeres, nie najmłodszy już ale dość obeznany w
temacie, jeden z najlepszych policyjnych ekspertów od przestępstw religijnych. Śledztwo
w sprawie kradzieży zyskuje nowy wymiar wraz ze znalezieniem w tajnym, podziemnym
korytarzu wychodzącym z klasztoru zwłok mężczyzny. Ofiara miała wytatuowaną na
ramieniu swastykę, inspektor musi znaleźć związek i wspólne spoiwo łączące
neonazistów z kradzieżą ampułki z krwią. To dopiero początek bo w miarę rozwoju
śledztwa na jaw wyjdą kolejne sensacyjne odkrycia, które nadszarpną
wiarygodność Ewangelii, podważą boskość Jezusa i moralną doktrynę Kościoła…
Czyżby
Francesco Asensi niczym Dan Brown próbował użyć swojej książki niczym przysłowiowego
kija wsadzonego w mrowisko? „Krew” jest przesiąknięta przytykami skierowanymi w
stronę Kościoła, od oszukiwania wyznawców po romanse biskupów. Asensi stawia
bardzo poważne zarzuty a pikanterii dodaje fakt, że… sam był kiedyś księdzem. Nie
zamierzam wnikać, snuć domysłów; umówmy się – przecież to "tylko" kryminał z wyimaginowanym podłożem
religijnym w tle (a nie wiedzieć czemu przed oczy wjeżdża okładka najnowszego Newsweeka) Ale za to jaki kryminał. Bo dla mnie był to jeden ze słabszych jakie czytałam. Może i Asensi o kościele wie dużo, sam przecież był jego częścią, ale kryminałów to on pisać nie umie. "Krew" dłużyła się i okropnie nużyła. Akcja przesuwała się w żółwim tempie, śledztwo ani na chwilę mnie nie porwało. Sięgałam po nią bez większej chęci, odkładałam bez żalu. Generalnie "Krew" to początek, długo długo nic i zakończenie. A szkoda, bo temat ciekawy tylko wykonanie kuleje...
