autor: Krzysztof Bielecki
tytuł: Defekt pamięci
wydawnictwo: Nakład własny autora
rok wydania: 2012
ilość stron: 154
ocena:
5 / 6
Wyobraź sobie, że możesz być
odpowiedzialny za kataklizmy i klęski żywiołowe. Że przyczyniłeś się do serii wypadków
i awarii, że jesteś winny zawalenia się mostu, pożaru księgarni, ba! zniknięcia
jednego z kolorów. A wszystko dlatego, że nie wykonałeś zadania, nie wyrobiłeś dziennej
normy… pisania.
Właśnie w takiej paradoksalnej
sytuacji znalazł się Kool Autobee. Próbując zrozumieć przyczynę zdarzeń należy
cofnąć się w czasie, do lat szkolnych kiedy to nasz bohater został zmuszony do
napisania krótkiego opowiadania. Pisanie wypracowań było jego traumą, Kool znienawidził
więc nauczycielkę i do reszty słowo pisane. Minęły lata a tu dziwnym trafem
podczas porządków w piwnicy Autobee natknął się na pożółkłą i zapomnianą już kartkę,
na której widniało tylko jedno zdanie: „Musisz
napisać dwie strony tekstu”. Nie myślcie sobie, że Kool ochoczo zabrał się
do pisania, co to, to nie. Przeciwnie, ani myślał zaprzątać sobie głowy jakimś
durnym opowiadaniem. Ale minął dzień, drugi i trzeci a media nie przestawały
trąbić o czarnej serii wypadków. Z witryn kiosków spoglądały poprzez nagłówki
gazet kolejne tragedie i wreszcie Autobee poczuł, że owe nieszczęścia dzieją
się przez niego. Może z ciekawości a może i z poczucia winy Kool zdecydował się
na coś, co z racjonalnego punktu widzenia pozbawione było sensu. Z piwnicy
odkopał zapomnianą maszynę do pisania i wykrzesał z siebie potok myśli, słów i
zdań na dwie strony maszynopisu. Możecie się domyślić, co wówczas się stało…
„Defekt
pamięci” Krzysztofa Bieleckiego okazał się książką… dziwną ale
w pozytywnym oddźwięku tego słowa. Jak daleko sięgam pamięcią wstecz, jestem
pewna, nigdy nie czytałam podobnej pozycji. Autor stworzył paradoksalny
historię o Piszących, Motywatorach, człowieku zjadającym skręty i z
czarnoksiężnikiem w tle.
Czytelniku, przecierasz oczy
ze zdumienia? Nie martw się, robiłam tak samo. Ale uwierz, ta dziwna historyjka
rodem science – fiction, specyficzna i nietuzinkowa jest świetna w czytaniu. Gdyby
ktoś wcześniej próbował zachęcić mnie do tej książki przytaczając jej treść,
machnęłabym ręką dodając „nie moja bajka”. A
tu proszę, nie dość, że okazało się, że lubię takie bajki to jeszcze w starciu
z „Defektem pamięci” wyszłam usatysfakcjonowana, pełna podziwu i w szoku.
Że satysfakcja – to wiadomo.
Podziw zaś kieruję w stronę autora. Trzeba mieć nie lada fantazję, twórczą
wyobraźnię by stworzyć absorbującą czytelnika historię zgoła odmienną od zalegających
na wydawniczym rynku pozycji. A szok? Podczas lektury myślałam, że pomieszanie
z poplątaniem zostawi trwały uraz na mej psychice. Tym bardziej cieszę się z zaserwowanego
przez autora, notabene efektownego zakończenia.
„Defekt
pamięci” polecam wszystkim, którzy mają ochotę odejść od utartych treści i
rutynowych schematów i przeczytać coś innego, może i dziwnego ale na pewno
wartego uwagi.
„Każda
książka żyje tyle razy, ile razy została przeczytana”
Mielibyście ochotę przeczytać "Defekt pamięci"?
Zaciekawiłaś mnie :D nawet bardzo ;) Chętnie przeczytam :)
OdpowiedzUsuńA ja się jej troszeczkę obawiam i mam mieszane uczucia.
OdpowiedzUsuńNo nieźle mnie zaintrygowałaś. Książkę mam w kolejce... muszę się szybko uwinąć z planowanymi żeby się jak najszybciej za nia zabrać. Ale już tytuł i opis, mają coś niesamowicie intrygującego.
OdpowiedzUsuńTrochę mnie ciekawi ta książka, a trochę odpycha. Obawiam się, że nie przypadnie mi do gustu właśnie przez swoją dziwność, ale zapowiada się na oryginalną historię, więc mnie kusi. Nie wiem jak rozstrzygnę ten dylemat :P
OdpowiedzUsuńW weekend się za nią zabieram więc spojrzałam tylko na ocenę. Wysoka ;) Coś czuję, że mi się spodoba ;)
OdpowiedzUsuń