środa, 27 lutego 2013

Francisco Asensi - Krew

autor: Francisco Asensi
tytuł: Krew
wydawnictwo: Albatros
rok wydania: 2010
ilość stron: 472
ocena: 3/6

Bardzo się cieszę z uczestnictwa w wyzwaniu Book – Trotter, które mobilizuje mnie do czytelniczej redukcji piętrzących się zasobów książkowych. Choćby taka „Krew” autorstwa Francisco Asensi, od 3 lat (nie)cierpliwie czekała na swoją kolej. Przez lata wchłaniała kurz, żeby tak jeszcze chciała pochłonąć mnie…
Nieważne czy jesteś katolikiem, ateistą, czy dajmy na to wyznawcą Latającego Potwora Spaghetti, z pewnością nie przeszedłbyś obojętnie obok rzuconego hasła „Czy można sklonować Chrystusa z boskiego DNA”? Przyznacie, że to dość intrygujące?

Zaczęło się od kradzieży. Niezwyczajnej bo łupem padła relikwia, ampułka z krwią świętego Pantaleona skradziona z madryckiego klasztoru. Do przeprowadzenia sprawy powołany został inspektor Mazeres, nie najmłodszy już ale dość obeznany w temacie, jeden z najlepszych policyjnych ekspertów od przestępstw religijnych. Śledztwo w sprawie kradzieży zyskuje nowy wymiar wraz ze znalezieniem w tajnym, podziemnym korytarzu wychodzącym z klasztoru zwłok mężczyzny. Ofiara miała wytatuowaną na ramieniu swastykę, inspektor musi znaleźć związek i wspólne spoiwo łączące neonazistów z kradzieżą ampułki z krwią. To dopiero początek bo w miarę rozwoju śledztwa na jaw wyjdą kolejne sensacyjne odkrycia, które nadszarpną wiarygodność Ewangelii, podważą boskość Jezusa i moralną doktrynę Kościoła…

Czyżby Francesco Asensi niczym Dan Brown próbował użyć swojej książki niczym przysłowiowego kija wsadzonego w mrowisko? „Krew” jest przesiąknięta przytykami skierowanymi w stronę Kościoła, od oszukiwania wyznawców po romanse biskupów. Asensi stawia bardzo poważne zarzuty a pikanterii dodaje fakt, że… sam był kiedyś księdzem. Nie zamierzam wnikać, snuć domysłów; umówmy się – przecież to "tylko" kryminał z wyimaginowanym podłożem religijnym w tle (a nie wiedzieć czemu przed oczy wjeżdża okładka najnowszego Newsweeka) Ale za to jaki kryminał. Bo dla mnie był to jeden ze słabszych jakie czytałam. Może i Asensi o kościele wie dużo, sam przecież był jego częścią, ale kryminałów to on pisać nie umie. "Krew" dłużyła się i okropnie nużyła. Akcja przesuwała się w żółwim tempie, śledztwo ani na chwilę mnie nie porwało. Sięgałam po nią bez większej chęci, odkładałam bez żalu. Generalnie  "Krew" to początek, długo długo nic i zakończenie. A szkoda, bo temat ciekawy tylko wykonanie kuleje...

środa, 13 lutego 2013

Zośka Papużanka - Szopka

autor: Zośka Papużanka
tytuł: Szopka
wydawnictwo: Świat Książki
rok wydania: 2012
ilość stron: 206
ocena: 5.5/6

„Szopka” – debiut Zośki Papużanki, pod banderą nowej prozy polskiej szumnie wkroczył na księgarskie półki i w ręce czytelników. Byłam bardzo ciekawa w czym tkwi fenomen nominowanej do Paszportów „Polityki”, stawianej na jednej szali obok Masłowskiej i Kuczoka tejże krakowskiej autorki.
Niezła szopka w tej „Szopce”! Aż chciałoby się krzyknąć. Zośka Papużanka w 200 stronicowej, niepozornej książce upchała obrazy z życia kilku pokoleń polskiej, współczesnej rodziny. Nie patologicznej, w której równo w parze idą alkoholizm i przemoc domowa, ale jednak zdeformowanej, przez ciągłe utyskiwanie matki i nieporadność ojca, życiowe dysfunkcje, których skutki najboleśniej odczują dzieci; owoc z pierwszego małżeństwa tej gderającej - rozwydrzony Maciuś (wolno mu, „on bez ojca się chowa”) i wspólne ich dziecko - Wandzia, smutna, trochę nieszczęśliwa dziewczynka, która o dziwo wyszła z tego galimatiasu dość obronną ręką.
„Szopka to jest tutaj, proszę pana- powiedział bardzo poważnie Maciuś – Siedem dni w tygodniu”.
„Szopka” szalenie przypadła mi do gustu. Napisana wymownym językiem, ubranym w ironię i sarkazm, ze smakiem i z pazurem opisuje brudy i trudy dnia codziennego. Brudy pierze się przed sąsiadami, trudy – znosi – z narzekaniem i pomstowaniem bądź też w ciszy, na wzór: przepraszam-że-żyję.
„Szopka” to proza na piątkę z plusem. Plus za oryginalność, wielobarwny język, finezyjny styl i polską rzeczywistość. Razem cztery. Piąty należy się za autentyczność bohaterów – ich wiarygodność nie pozostawi czytelnika obojętnym. Bywały momenty, w których miałam ochotę wymownie popukać się przy matce w czoło, potrząsnąć ojcem, przytulić małą Wandzię a Maciusia wytarmosić za uszy. Małego Maciusia, bo temu dużemu – najchętniej bym d.. skopała ekhm, do słuchu nagadała! 
Bardzo polecam. To kawał solidnej, wartej uwagi literatury. I nie, że „dobre bo polskie” tylko polskie i dobre!
 

poniedziałek, 11 lutego 2013

Blog kolekcjonerski przedstawia:

Tadam!
"Stosik"
To taki ulubiony „stosik”, bo poza „Damą w Opałach” i „Pewnego dnia”, które przyniósł Mikołaj, Dziadek Mróz czy jak zwał tak zwał, cała reszta to nabytki własne. Poniżej prezentów - to oczywiście Weltbild, powyżej – książki z półki „must have”.
Wszystko przeczytam, i te i inne, na pewno, 100%. Pytanie tylko, kiedy…