tytuł: Pokój
wydawnictwo: Sonia Draga
rok wydania: 2011
ilość stron: 409
źródło: Z półki
ocena: 6
/ 6
Sugerując się Waszymi
opiniami wpisałam „Pokój” na listę książek wartych przeczytania. Po lekturze
utwierdziłam się w przekonaniu, że mieliście rację, mało tego, choć na starcie
zawiesiłam poprzeczkę wysoko i nastawiłam się na naprawdę dobrą powieść,
dostałam coś znacznie więcej, 409 stron, które kilka dni od przeczytania, wciąż
nieustannie zaprzątają moje myśli.
Dziś tylko o wrażeniach,
pominę zalążek treści i przestrzegę przed czytaniem widniejącej na okładce
notki wydawniczej, która już pierwszym zdaniem (sic!) odbiera kilkadziesiąt stron
lektury. „Pokój” jest specyficzny, z każdą kolejną stroną otwiera się przed
czytelnikiem i to on sam powinien odkryć jego wydźwięk. Mam wrażenie, że
jakiekolwiek zagłębianie się w treść to pastwienie się nad potencjalnym
odbiorcą, ujawnia zbyt wiele szczegółów i odbiera element zaskoczenia. Wraz z
pierwszymi kartami powieści czytelnik przenosi się do tytułowego Pokoju,
poznaje pięcioletniego Jacka i jego Mamę, którzy spędzają w nim każdą chwilę.
Nie wiemy po co i dlaczego, i choć pierwsze strony obrazują mile upływający
czas na wspólnych, wymyślonych przez siebie zabawach, podświadomie czujemy ukryte
między wierszami napięcie. O tym, czym dla matki i dziecka jest Pokój nie
powinno się już pisać, pozostawmy to odkrycie czytelnikowi, niech i jemu
udzielą się towarzyszące lekturze emocje.
Na początku odbierałam
„Pokój” jako naprawdę dobrą powieść, jednak z każdą kolejną stroną wzrastało
poczucie zaskoczenia aż w końcu poczułam, jakbym dostała obuchem w łeb. Ta
książka rozchwiała mnie emocjonalnie, pochłonęła czas i myśli i choć minęło
kilka dni od jej przeczytania, wciąż pozostaję w wykreowanym przez autorkę
świecie. W czym tkwi fenomen tej książki? Emma Donoqhue stworzyła tylko na
pozór niewiarygodną historię opartą o fundamenty matczynej miłości. Kreatywność
Mamy, próba stworzenia pięcioletniemu synkowi namiastki normalności w bagnie
udającym życie chwytają za serce. I sam Jack, który ze swą niewinnością i dziecięcą
wyobraźnią wprowadza czytelnika w swój zamknięty świat, budzi szereg emocji,
wywołuje uśmiech by za chwilę przyćmić go wzruszeniem. Choć to trudna i
momentami smutna historia, gorąco zachęcam do jej poznania.
#####
Przepraszam Was za ciszę.
Ostatnie dni spędziłam w szpitalu, z podejrzeniem zapalenia wyrostka
robaczkowego, w ósmym miesiącu ciąży. Wprawdzie udało mi się uniknąć chirurgicznego
noża, ale zanim lekarze zdiagnozowali przyczynę ostrego „bólu brzucha” co się najadłam
strachu, to moje. Na razie jest w miarę
dobrze ale chyba do końca rozwiązania nie wyzbędę się niepokoju. Stąd też
pewnie moja aktywność w blogowym świecie będzie umiarkowana. Brakuje mi trochę tej
około-książkowej otoczki, postaram się więc jak najszybciej nadrobić zaległości.
Tymczasem się żegnam i życzę Wam miłego a sobie spokojnego weekendu :)